Uwaga! Blog zawiera treści przeznaczone dla osób, które ukończyły (co najmniej) 16 rok życia! Strona zawiera opowiadania z dokładnym opisem męsko-męskiego seksu, tak więc przeglądasz ją na własną odpowiedzialność. Blog przeniesiony z shuunaka-yaoi.blog.onet.pl

niedziela, 8 września 2013

One Shot: Sesja zdjęciowa

Szara Strefa, przez Boga zapomniana... Czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.

Muszę przyznać, że jestem z siebie zadowolona - w tak krótkim czasie publikuję nowego One shot'a :) Stwierdziłam iż nie ma sensu tyle czekać z kolejną publikacją, skoro frekwencja czytelników spada z każdym nowym postem co, nie ukrywam, mnie troszkę smuci. Widać długie przerwy nie służą temu blogowi... Postaram się poprawić i liczę, że coraz więcej osób tutaj zajrzy i pozostanie na dłużej. I co ważniejsze, że moje opowiadania, short story i one shoty przypadną im do gustu. Żeby niepotrzebnie nie przedłużać, chciałam przywitać Vive - dziękuję za dedykację i odwdzięczam się tym samym :)

~*~

Tytuł: Sesja Zdjęciowa
Pairing: Die x Shinya (Dir En Grey)
Gatunek: OneShot, fanfiction
Rating: +18
Długość: 4.713 słów
Ostrzeżenia: Brak.
A/N: Pisałam to bardzo, bardzo dawno temu... tak więc proszę o wyrozumiałość :) 

„Nie poddawaj się, bo drugiej szansy
możesz już nie dostać…”

Od jakiegoś czasu siedzieli w studio i czekali, aż rozpocznie się sesja fotograficzna przygotowana specjalnie dla jednego z magazynów będących obecnie „na topie”, czyli po prostu przepełnionego bzdetami, którymi faszerowane są nastoletnie umysły. Innymi mi słowy, kolejny ciężki dzień. Do przybycia fotografa mieli jeszcze trochę czasu, co każdy z nich skrzętnie starał się wykorzystać. Kyo siedział rozwalony na kanapie i narzekał, że musiał tutaj przyjść o tak nieludzkiej porze. „Jakby nie mogli przesunąć tej sesji o kilka godzin!” Shinya siedział obok i piłował paznokcie, zupełnie nie przejmując się zrzędzeniem wokalisty. Kaoru, jako lider, poszedł dogadać szczegóły sesji przy okazji zabierając ze sobą menagera, aby omówić kwestie  finansowe. Toshiya nie przejmując się nikim i niczym siedział sobie w fotelu czytając jedną z tych odmóżdżających gazetek. Oczywiście tłumaczył się faktem, że chce tylko sprawdzić czy nie napisali czegoś na ich temat. Die nie mogąc dłużej wytrzymać tej przytłaczającej atmosfery postanowił rozprostować kości.

— Idę do automatu. Coś ktoś chce?
— Możesz przynieść wodę, umieram z pragnienia. — powiedział Toshiya.
— To ja też chcę… — burknął Kyo — Albo nie! Królestwo za kawę! — zawył nadal obrażony wokalista.
— A dla ciebie, Shin-chan?
— Odtłuszczone Latte, bez cukru, z różową posypką. — odpowiedział nie zaszczycając czerwonowłosego spojrzeniem, nadal zawzięcie piłując paznokcie — A, i możesz przynieść mi jakieś ciastko.
— A może frytki do tego?

Nie doczekawszy się odpowiedzi wzruszył ramionami i zniknął za drzwiami. Po drodze miał nadzieję spotkać Niikure, aby dowiedzieć się czegoś o ich dzisiejszej sesji. Był ciekaw czy będzie to normalna sesja czy kolejna z serii pt. „Mroczni i Seksowni”. W sumie było mu to obojętne, ale dobrze wiedzieć na co się przygotować. Psychicznie ma się rozumieć. Przypomniał sobie również, że po powrocie do domu musi sprzątnąć mieszkanie, bo jeśli wpadłby tam sanepid, to by mu je chyba zamknęli. Będąc kompletnie zamyślonym, nie zauważył Lidera wyłaniającego się zza zakrętu. Zderzenie było nieuniknione.

— Sumimasen! — powiedzieli jednocześnie.
— Die? A ty gdzie już uciekasz? — zapytał rozbawiony Kaoru.
— Hahaha… Gdybym mógł, to już by mnie tu nie było, uwierz mi. Ale konsekwencje tegoż niegodziwego czynu jakie byś mi później zaserwował skutecznie mnie powstrzymują. I chyba nie tylko mnie. A odpowiadając na twoje pytanie… Do urządzenia zwanego automatem z napojami i żywnością. Coś czuję, że tylko on może mnie dziś uratować. — Niikura pokręcił głową z rozbawieniem — Też coś chcesz? Jak widać robię dziś za „hosta”. — poruszył brwiami, robiąc przy tym zabawną minę, na której widok lider nie mógł się nie roześmiać.
— W sumie to mogę się z tobą przejść.

Dalszą drogę przeszli w milczeniu mijając po drodze technicznych, kilku członków innych zespołów, jak i paru nieznanych im osobników. W końcu czemu się dziwić, przez ten budynek przewija się codziennie kilkaset ludzi. Jedni wracają, inni nie. Kiedy doszli do celu, Die zaczął przeszukiwać kieszenie w celu znalezienia jakiś drobnych. Po chwili stwierdził jednak, że takowych nie posiada i spojrzał błagalnym wzrokiem na kolegę po fachu. Kaoru pokręcił zrezygnowany głową i bezgłośnie powiedział „I tak mi oddasz.” Chłopak udając, że tego nie zauważył, zabrał szybko wszystkie drobne z jego portfela i począł wrzucać je do automatu. Wyciągnął cztery butelki wody, robiąc miejsce czarnowłosemu. Gdy maszyna wydała mu resztę, ruszył do automatu z kawą. Wziął czarną dla Kyo i latte dla perkusisty. Upewniając się, że lider rozmawia teraz z kimś z biura, sięgnął jeszcze po ciastko truskawkowe. Zginie marnie za roztrwonienie bilonu gitarzysty, ale jego zdaniem warto było.

— Die, coś ty tam nakupował?
— Tylko niezbędne rzeczy. — już chciał się odwrócić, kiedy to chłopak zajrzał mu przez ramię.
— I twoim zdaniem ciastko truskawkowe z bitą śmietaną jest tą niezbędną rzeczą? — jego starannie wyregulowana brew uniosła się ku górze, ewidentnie wyrażając powątpiewanie.
— Ano… Shinya chciał.
— Uuu... Daisuke się zakochał?
— Nie wiem o czym mówisz! — warknął nazbyt nerwowo czerwonowłosy odprowadzony śmiechem Kaoru.

Po powrocie do garderoby od razu wręczył Shiny’i jego „zamówienie” i próbował uspokoić Kyo, któremu nie dało się powiedzieć, że kawę przyniesie lider. Wokalista uparcie przeszukiwał gitarzystę nie dając wiary jego słowom i skamląc przy tym, że jak tak dalej pójdzie to kofeina wyschnie z jego żył, co spotkało się oczywiście z ogólnym rozbawieniem. Na szczęście przed gniewem blondyna uratował ich Kao, który wręczył mu kubek z kawą i kazał się w końcu zamknąć, bo chce powiedzieć czego się dowiedział. Okazało się, że dziś czeka ich sesja w typowym stylu Visual Kei. Nie minęła chwila, a pojawił się asystent fotografa informując ich, że muszą już iść się przygotować.

Kiedy tylko się pojawili sztab wizażystów, fryzjerów jak i stylistów od razu wziął ich w obroty. Jak zwykle w takich sytuacjach każdego najpierw pomalowano i uczesano, a następnie wręczono każdemu z nich odpowiedni zestaw ubrań.

— Oh, jak to dobrze, że Kyo-sama jest dziś taki spokojny. I nie krzyczy… — szepnęła jedna ze stylistek.
— A czemu miałby krzyczeć? — podpytała druga, widocznie nie będąca w temacie.
— Widać, że jesteś tutaj nowa. Ostatnim razem jak tutaj byli, Kyo-sama był w bardzo złym nastroju i krzyczał, że nie ma ochoty zakładać sukienek.
— Potem Kaoru-sama i Die-sama musieli go po całym studio z sukienką gonić, żeby go w nią ubrać. Narobili rabanu w całym budynku i chyba nie było tutaj nikogo, kto nie zostałby przez niego zbluzgany. Nie obyło się przy tym bez krzyków, rozmazanego makijażu i poprawek u fryzjera… — dodała przechodząca tuż obok fryzjerka — a ile śmiechu przy tym było… i pracy.

Po około godzinie, każdy z członków Dir En Grey był już umalowany i gotowy do sesji. Kyo został siłą wciśnięty w czarną tunikę, ciągnącą się aż do ziemi, z długimi rękawami, wokół których owinięte były różowo-zielono-fioletowe żyłki i z tak samo długim kołnierzem sięgającym łokci. Tunika od przodu została przecięta na dwoje, od kolan w dół. Po lewej stronie widniał misternie wyhaftowany różowy smok. Pod spód dostał czarne spodnie i buty z klamrami na koturnie. Do tego jeszcze jedwabne rękawiczki, również w czerni. Fryzjerka spryskała mu włosy różowym tonerem i zgrabnie upięła do góry. Do tego mocno podkreślone czernią oczy i usta pociągnięte stalowo-szarą szminką.

Toshiya dostał do ubrania coś na wzór granatowo-czarnego kimona, typowo kobiecego. Od góry było jednak rozłożone, ukazując szyję i ramiona muzyka. W pasie przewiązane obi i zawiązane na plecach. Rękawy sięgały nadgarstków i były delikatnie rozszerzane u końca. Lewa, wierzchnia  część owego stroju kończyła się wysoko nad kolanem, natomiast prawa, będąc o wiele dłuższą, zwisała jakieś dziesięć centymetrów nad podłogą. Do tego rajstopy w czarno-niebieskie pasy, glany z klamrami w kształcie czaszek, czarna obróżka na szyi i tak jak w przypadku Kyo — rękawiczki. Na serdecznym palcu prawej ręki miał srebrny pierścionek. Włosy podpięte do góry, a kilkanaście pasemek zostało poskręcanych w delikatne loki. Dopięto mu także kilka niebieskich, syntetycznych pasemek. Grzywkę pofarbowano mu za to na granatowo. Oczy pomalowano na czarno, a usta podkreślono granatową szminką.

Kaoru miał na sobie czarną, lateksową tunikę z krótkim rękawem, zapinaną pod szyją, sięgającą do kostek z rozcięciem ciągnącym się aż od bioder. Pod spodem miał założone czarne, także lateksowe, spodnie i do tego buty na koturnie. Na dłoniach miał skórzane rękawiczki bez palców, sięgające łokci. Końcówki włosów pofarbowano mu na czerwono, nastroszono i podpięto do góry. Oczy pomalowano na czarno, tak samo jak usta.

Shinya został ubrany w czarną sukienkę z lateksu obszytą bordowym futerkiem przy rękawach i dekolcie w kształcie litery V. Przód sukni sięgał nad kolana, tył za to był do samej ziemi, ciągnąc się za blondynem niczym tren. Na klatce piersiowej materiał został podpięty trzema złotymi klamrami. Rękawy nad łokciami zostały uszyte z materiału zrobionego na kształt pajęczyny. Do tego obróżka na szyję i wysokie, za kolano, lateksowe koturny. Włosy przefarbowane na miedziano-szkarłatny kolor. Lewa połowa włosów uczesana została w grube, przypominające te należące do porcelanowych laleczek, loki. Oczy pomalowane na czarno, a usta muśnięte bordową szminką. Jego strój zdecydowanie przykuwał najwięcej spojrzeń, nie tylko damskich.

Die, który został wyszykowany jako ostatni, miał na sobie czarno-szary bezrękawnik z futerkiem sięgającym aż po szyję. Pod spodem założoną miał czarną, przezroczystą koszulkę z długim rękawem. Do tego krótkie spodenki z trzema paskami obitymi ćwiekami, z czego jeden przeplatany srebrnym łańcuszkiem. Wysokie buty na koturnie pod kolana, wydłużone o coś, co kształtem przypominało ochraniacze. Podobną ozdobę miał na łokciach. Do tego dostał jeszcze czarne, skórzane rękawiczki bez palców sięgające nadgarstków. Jego czerwone włosy potapirowano i za pomocą super mocnej gumy do włosów powyciągano we wszystkie możliwe kierunki. Oczy pomalowane miał na czarno, a usta muśnięte bezbarwnym błyszczykiem.

Po około dziesięciu minutach zaprowadzono ich do specjalnie przygotowanej sali, w której miała się odbyć sesja. Fotograf i jego pomocnik już tam na nich czekali. Bez zbędnej gadaniny powiedział każdemu jak się mają ustawić i zaczął pstrykać fotki, co chwila zmieniając zdanie, co do ogólnej koncepcji. Raz kazał stać im daleko od siebie, raz blisko, raz patrzeć w obiektyw, a innym razem w różne kierunki. Nie minęło pół godziny, a każdy miał już tego serdecznie dość.

— No dobra chłopcy… Kaoru stań po lewej, bokiem. Zegnij trochę prawe kolano i oprzyj prawą dłoń na biodrze. Patrz przed siebie… O tak, świetnie! — flesz błysnął kilkukrotnie — Shinya podejdź do niego, odchyl się delikatnie bokiem… nie bardziej w moją stronę, o tak. Złap boki sukienki i podnieś je trochę w górę. — kolejne zdjęcia pojawiały się na ekranie laptopa stojącego nieopodal —  Aha, a teraz oprzyj ciężar ciała na lewej nodze. Bosko! Die stań przodem do Shinyi. Ugnij lewe kolano... Tak… teraz weź zahacz lewą dłoń na jednym z pasków, najlepiej tym najszerszym. Pochyl delikatnie głowę i patrz się w buty Shinyi. — po pomieszczeniu rozszedł się dźwięk migawki — Toshiya, podejdź do Die i stań do niego tyłem. Nie… Stań trochę przed nim, bokiem do mnie, a tyłem do niego. Tak, stój tak. Puść dłonie wzdłuż ciała, świetnie. I wysuń trochę w bok prawą nogę. Kyo, nie wykrzywiaj się tak i stań pomiędzy nimi. Podnieś lewą rękę i złap za przód kołnierza, tak. Ale nie patrz się tak na mnie jakbyś miał mnie zaraz zabić. —  o ile to możliwe, spojrzenie wokalisty stało się jeszcze bardziej mordercze niż przed chwilą, ale mężczyzna nic sobie z tego nie robił, ba! zbył to nawet śmiechem — Spójrz odrobinkę w prawo… tak. A teraz postaraj się przybrać znudzony wyraz twarzy. Stójcie tak chwilkę. Świetnie! Mamy to! Dobra koniec na dzisiaj. Shinya, Die idźcie do garderoby poprawić makijaż i chwilę odpocząć.

— Po co? — spytali niemal równocześnie.
— Jak to po co? Wasza wspólna sesja. Macie dziesięć minut.
— Ale jak to wspólna sesja?! Nie było o tym mowy… — Shinya zaczął panikować.
— Shin-chan, miałem wam właśnie o tym powiedzieć… — zaczął Kaoru.
— Ale dlaczego akurat teraz?!
— Bo wcześniej nie było czasu.
— Musimy? Nie możemy tego przełożyć…?
— Nie, nie możemy, bo nasz manager wziął już za to pieniądze, a teraz mnie nie denerwuj i idźże wreszcie bo ci przerwa minie. — lider definitywnie zakończył rozmowę.

Zdenerwowany Shinya spojrzał na niego spode łba i obróciwszy się napięcie ruszył do garderoby. „Jak ja mogę mieć teraz z nim sesję…? On… będzie tak blisko, nie chcę by zauważył!” Zagryzł wargę. „Pewnie teraz myśli, że jestem na niego wkurzony…  albo, że zachowuję się jak pieprzona Diva. Ale to przecież nie prawda!” Bił się z własnymi myślami. „Ale… ja tak bardzo nie chcę być teraz obok niego. I tak już mi duszno po naszej wspólnej sesji, a co dopiero sam na sam… Jeszcze zacznę się rumienić i będzie miał powody do swoich głupich żartów!” Zacisnął dłonie w pięści. „Och, Die, żebyś ty wiedział przez co ja muszę teraz przechodzić, ale zrozum… boję się powiedzieć prawdę!”

— Shinya-sama? — podeszła do niego jedna ze stylistek.
— Czego?! — warknął nieźle już wkurzony blondyn, nie przejmując się zlęknionym spojrzeniem kobiety.
— J-ja przepraszam, że przeszkadzam… Aida-san kazał panu dać te ubrania, to na tę sesję.
— A, dziękuję… Połóż na krześle. — odetchnął kilkukrotnie, chcąc się uspokoić i posłał wychodzącej kobiecie przepraszający uśmiech.

Potarł palcami skronie wzdychając przy tym cierpiętniczo, po czym postanowił się w końcu przebrać. Sięgnął po, jak się okazało, kolejną sukienkę i doznał szoku. Była to stalowo-szara sukienka, sięgająca nie dalej niż do kolan. Cała była w koronkach i falbankach, przeszyta srebrnymi nićmi i cekinami.  Składała się z co najmniej trzech haleczek i jednej połyskującej warstwy wierzchniej. Dekolt odsłaniający szyję i ramiona. Rękawy sięgały niemal do kolan i były rozcinane od łokci w dół. Jednak tym co sprawiło, że Shinya miał ochotę zamordować wszystkich, którzy mu tylko wpadną w łapki, było rozcięcie z przodu sukienki. Aż się zapowietrzył, ale ponownie zerknął na krzesło i z ulgą stwierdził, że jest tam jeszcze dodatkowy kawałek materiału, który należało przypiąć z tyłu sukni. „Chociaż coś…” Do tego miał założyć czarne, podarte kabaretki i wysokie koturny z klamrami po bokach. Po policzeniu w myślach do dziesięciu, odpiął sukienkę którą miał na sobie i pozwolił, aby zsunęła mu się z ramion opadając na podłogę. Szybko przebrał się w „nową” i od razu zabrał się za zakładanie pończoch. Akurat ten moment wybrał sobie Die na wejście do garderoby.

— No, no… Shin-chan, ślicznie wyglądasz.
— Zamknij się. — nie zaszczycił go nawet spojrzeniem, czuł jak pieką go policzki.
— No co, tylko stwierdzam fakty…

Shinya w końcu zapiął buty i spojrzał w kierunku czerwonowłosego. Zatkało go. „Kami-sama… Jaki przystojny!” Przez dłuższą chwilę bezceremonialnie się na niego gapił, z szeroko otwartymi ustami. Trzeba było przyznać, że Daisuke wyglądał niesamowicie. Miał na sobie lateksową kurtkę ze skórzanymi elementami i ćwiekami. Sięgała mu za biodra. Do tego spodnie typu bondage, także lateksowe i wysokie koturny sięgające kolan, sznurowane z klamrami po bokach. Lecz tym, co najbardziej zaskoczyło blondyna, była maska zasłaniająca połowę twarzy gitarzysty. Z początku przypominała maseczkę, taką jak zazwyczaj noszą lekarze w szpitalu, z tą różnicą, że ta była lateksowa z elementami skóry i ćwieków. Po dokładniejszym przyjrzeniu się,  Shinya zauważył skórzany X pomiędzy oczami chłopaka, który łączył się z przepaską na czole. Pod blondynem zmiękły kolana, musiał usiąść. „O-on na serio bosko wygląda… Jak prawdziwy demon!”

— Wiesz, Shin-chan, mógłbyś już zamknąć usta. — powiedział. „Albo użyć ich do czegoś innego” Dodał już w myślach i uśmiechnął się do siebie, lecz przez maskę nie było tego widać.
— Ty… ja? Sesja… musimy… iść? — perkusista jeszcze nie doszedł do siebie po przeżytym szoku.

Blondyn już wstał, żeby dojść w miarę trzeźwo do drzwi, lecz Die widząc w jakim stanie znajduje się chłopak, podszedł powoli do niego i stanął tuż za nim. Położył dłoń na jego ramieniu i zaczął sunąć samymi opuszkami po delikatnej skórze na jego szyi. Drugą ręką objął go w pasie i cofając się o kilka kroków do tyłu, usiadł na krześle i posadził go sobie na kolanach. Shinya nie do końca kontaktując, pozwolił robić ze sobą wszystko, na co tylko miał ochotę czerwonowłosy. Czuł jak ręka gitarzysty wsuwa się pod jego sukienkę i krąży niebezpiecznie blisko jego krocza. Wciągnął gwałtownie powietrze, kiedy Die dotknął go przez materiał bokserek i zaczął delikatnie pieścić.

— Die, nie… nie możesz… ach! Nie... Tak, nie…
— Cii… Shin-chan, nie wmówisz mi, że tego nie chcesz.
— Ja… — blondyn sam już nie wiedział czego chciał.

Tą jakże intymną chwilę przerwało im pukanie do drzwi. Perkusista jak poparzony wyrwał się z objęć Daisuke i popędził ku drzwiom. Nim dotknął klamki do środka wszedł fotograf.

— Gotowi?
— Pewnie.
— Tak! — chłopak odpowiedział aż nazbyt entuzjastycznie, biorąc pod uwagę jego wcześniejsze zachowanie.
— No to chodźcie już, bo czasu mamy mało… — powiedział zadowolony mężczyzna ciesząc się, że nie będzie musiał na nich dłużej czekać.

Gitarzysta, niczym wystrzelony z procy, ruszył przodem i jako pierwszy dostał się na salę, w której mieli wcześniej sesję. Jednak wygląd zmienił się diametralnie. Na podłodze leżały fioletowo-różowe materiały, tak samo na ścianach. Oświetlenie także się zmieniło… Nie było to już czyste, białe światło. Niektóre z lamp zostały zakryte czerwonymi, foliowymi nakładkami, aby atmosfera stała się bardziej mroczna, choć blondynowi skojarzyła się raczej z nastrojem panującym w burdelu. W rogu pomieszczenia dało się zauważyć karton z czerwono-czarnymi materiałami, który po chwili został wyniesiony przez jakiegoś młodego chłopaczka. Blondyn wszedł w głąb pomieszczenia i nie minęła chwila, kiedy to podbiegła do niego jakaś fryzjerka i zaczęła prostować mu włosy, a następnie podpinać je w dwa wysokie kucyki. Wpięła mu we włosy jeszcze mały kapelusik ze srebrną czaszką i czarnymi piórkami. Następnie dokleiła się do niego wizażystka, aby poprawić makijaż. Kiedy był już gotowy zawołał go fotograf.

— No dobra… Jest to wasza wspólna sesja. Ma być bardziej wyzywająca i drapieżna niż ta poprzednie, dlatego też musicie się postarać.

Shinya przełknął ślinę. Nadal czuł podniecenie po tym, co zaszło między nim, a Daisuke w garderobie. Nie było to zbyt komfortowe biorąc pod uwagę fakt, że mają teraz mieć robione zdjęcia.

— Shinya, najpierw porobimy tobie kilka fotek, potem Die. Usiądź na ziemi na kolanach, bokiem. Żebyś równocześnie siedział i na podłodze, i na swoich nogach… Tak, przodem do mnie. — błysnął flesz — Teraz oprzyj się na lewej ręce… Połóż ją na ziemi i zrzuć na nią ciężar ciała. Świetnie. Teraz opuszkami prawej dłoni dotknij szyi. Patrz się w obiektyw. Nie ruszaj się. — ponownie błysnął flesz —  Teraz przesuń palce do ust… Ok, teraz uchyl usta i wsuń delikatnie jeden palec… Bosko! Uśmiechnij się delikatnie… Nie, nie zabieraj ręki. Świetnie! Teraz taki bardziej drapieżny uśmiech.

„Uh! Niech to się skończy… Błagam! Gdyby Die nie zaczął mnie dotykać, to bym teraz nie był taki podniecony… Kuso, nawet te głupie pozy coraz bardziej mnie podniecają!”

— Teraz uklęknij, oprzyj się na prawej ręce, a palce lewej zegnij tak, jakbyś miał kogoś podrapać, drapieżnie… Świetnie! — kolejne zdjęcie pojawiło się na laptopie — Dobra. Die, twoja kolej!

Czerwonowłosy cały czas bacznie obserwował blondyna i zdążył się zorientować, że perkusista naprawdę się nieźle podniecił. Uśmiechnął się do siebie, oblizując przy tym usta. Kiedy mijał blondyna nachylił się w jego stronę.

— Shin-chan, zostań tutaj…

Chłopak nic nie powiedział, ale widać było, że chciał zwiać i wykorzystać swoją przerwę.

— Dobra, stawaj na środku. Stań bokiem. Jeszce trochę w lewo… Teraz spójrz w tym kierunku przez prawe ramię. Niech twój wzrok będzie beznamiętny. Ręce wzdłuż ciała, tak! Świetnie zostań tak przez chwilę. Mam! Teraz obróć się przodem. Zwróć się odrobinę w lewo. Zegnij prawą rękę, podnieś do góry tak żeby dotknąć ramienia. Dłoń złóż w półotwartą pięść, świetnie… A lewą ręką podeprzyj tą prawą, od dołu… Trochę tak od niechcenia, spójrz się prosto, w obiektyw. O tak!  Teraz usiądź na ziemi, zegnij prawą nogę w kolanie i połóż na niej prawą rękę. Oprzyj się na lewej, patrz na mnie. Ok. Teraz zegnij obie nogi… Prawą dłoń puść luźno, a lewą oprzyj na lewym kolanie, tak żeby dłonią dotykać twarzy. Świetnie! Dobra, Shinya chodź tutaj! Tanabe! Zmień oświetlenie, daj więcej czerwonych lamp! Akemi, zmień wystrój, rozłóż te czerwono-czarne materiały. Jak to ich nie ma?! Kto je stąd zabrał?! Przynieść je natychmiast, jak ja mam pracować w takich warunkach? Anko… popraw im szybko makijaż!

Wszyscy szybko zabrali się za wyznaczone im zadania, nie chcąc narazić się fotografowi. Nie minęła chwila, a wszystko było zrobione.

— Dobrze chłopcy, teraz stańcie obok siebie. Die stań za nim, połóż mu prawą dłoń na lewym ramieniu i pochyl się nad nim. Shinya odchyl głowę delikatnie w prawo, ale patrz się w obiektyw. Zegnij delikatnie jedną nogę, a dłonie zamknij w piąstki na przedzie sukienki. Die pochyl się bardziej i spójrz mi prosto w obiektyw. O, Świetnie! Teraz Shinya spójrz się gdzieś w bok! Ok. Teraz puść prawą rękę luźno. Tak! Die teraz połóż mu lewą dłoń na lewym ramieniu, a prawą ręką opleć go w pasie. Świetnie… Teraz Shin odwróć trochę głowę w jego kierunku… Dobrze. — blondyn zadrżał, mimowolnie przypominając sobie to, co robił z czerwonowłosym w garderobie. Chciał odegnać od siebie uporczywe myśli, ale silne ramiona chłopaka skutecznie mu to uniemożliwiały. — Aoi, Yuu! postawcie tutaj tą czarną kanapę! Ok, Die usiądź z lewej strony, bokiem do oparcia… Lewą nogę postaw na kanapie. Oprzyj na niej lewą rękę. Shinya usiądź z drugiej strony. Bokiem i oprzyj łokieć na podłokietniku. Patrz dyskretnie na Die-sama. Ok. Teraz całkowicie usiądź na kanapie. Świetnie. Teraz uklęknij na niej, na czworaka, bokiem do obiektywu. Patrz wyzywająco na niego. Die wyciągnij w jego kierunku dłoń, zupełnie jakbyś chciał go pogłaskać. Spójrz się na niego. W tej sesji jesteś demonem, który ma go kusić! Kusić! Wysil się! Shinya złap w zęby jego palce, tak jakbyś przyjął jego wyzwanie. OK! Teraz wtul w jego dłoń swój prawy policzek, świetnie! Pokaż, że chcesz do niego należeć!

„Uh! Ja cię koleś zamorduję za to! Lepiej unikaj ciemnych uliczek i korytarzy, zemszczę się! To co każesz nam robić powinno być karalne, ja już… nie mogę!” — skamlał w myślach, błagając wszystkie świętości o koniec tej chorej sesji.

— Dobra teraz uklęknij nad nim i przybliż swoją twarz! Graj, pokaż mi więcej pożądania! Die, przesuń dłonią po jego plecach, tak! Zatrzymaj tam dłoń i pokaż mi swój triumf nad nim! Świetnie! Mamy to! To powinno wystarczyć. Koniec na dzisiaj! Wszystkim serdecznie dziękuję za współpracę.

Shinya szybko wstał i nie zwracając w ogóle uwagi na fotografa, ruszył do garderoby. „Kuso! Jeszcze chwila i się spuszczę! Ugh! Głupi fotograf!” Po wejściu do pokoju nie zawracał sobie głowy zamykaniem drzwi na klucz — bo nikt przecież tutaj nie wejdzie. Usiadł na kanapie i wsunął dłoń pod sukienkę. Chwilę pomęczył się, nim udało mu się zsunąć bokserki. Odchylił głowę do tyłu i zaczął sunąć dłonią po swoim członku. Przymknął powieki, a jego oddech stał się cięższy. Robiło mu się coraz bardziej gorąco, a cisza panująca w pomieszczeniu, została zakłócona przez jego ciche jęki i postękiwania. Momentalnie pod jego powiekami pojawiły się obrazy tego, co zaszło tutaj półtorej godziny temu. Oblizał spierzchnięte wargi i pozwolił sobie puścić wodze fantazji. Nagle poczuł czyjąś dłoń na swoim biodrze, a następnie usta pochłaniające jego męskość. Przestraszony otworzył szeroko oczy i już chciał odepchnąć napastnika, kiedy to zdał sobie sprawę, że to nikt inny jak Daisuke. Przez chwilę bił się z własnymi myślami, nie wiedząc czy pozwolić mu kontynuować, czy też kategorycznie to przerwać i zwiać stąd, lecz gorące usta na jego przyrodzeniu skutecznie mu to utrudniały. Warknął gardłowo i pozwolił chłopakowi kontynuować, odchylając przy tym głowę do tyłu i nieświadomie poruszając biodrami, przy okazji wczesując dłoń w jego krwistoczerwone włosy. Uwielbiał je kiedy nie były upaprane tymi wszystkimi kosmetykami do włosów, były wtedy bardzo delikatne i przyjemne w dotyku, aż się chciało ich dotknąć i przeczesywać długie pasma między palcami. W końcu miał ku temu okazję, ponieważ nigdy wcześniej nie miał do tego sposobności. Tylko raz czy dwa, kiedy podczas wygłupiania się na próbach poczochrał jego włosy w „akcie zemsty”.

Jego ciche szepty z każdą chwilą przeradzały się w pojedyncze krzyki i nieskładne zdania, o tym jak mu dobrze. Nie potrafił już na niczym innym skupić swojej uwagi, niż na wilgotnym języku tak sprawnie zajmującym się jego penisem. W pewnym momencie poczuł, jak chłopak zsuwa z niego całkowicie bokserki i wsuwa w niego naśliniony palec. Jęknął przeciągle i aż wygiął się w delikatny łuk. Daisuke nie czując zbytnich oporów dodał drugi palec i zaczął nimi poruszać. Co jakiś czas krzyżował palce i rozsuwał je, aby jak najlepiej rozciągnąć blondyna, w końcu nie chciał go skrzywdzić. Zbyt długo na to czekał i nie chciał tego zniszczyć przez zbędny pośpiech czy swoje podniecenie. Kiedy dołożył trzeci palec, wsunął go nieco głębiej trafiając tym samym w prostatę perkusisty. Chłopak nie mogąc już znieść napięcia i gorąca, które rozlewało się w dolnych partiach jego ciała, krzyknął i spuścił się wprost do ust gitarzysty. Die spił wszystko łapczywie, a następnie wziął go na ręce i przeniósł na biurko stojące nieopodal. Delikatnie ułożył na nim chłopaka, który jeszcze nie do końca kontaktował po przeżytym właśnie orgazmie. Rozpiął swoje spodnie i kiedy tylko uporał się ze wszystkimi falbankami u sukienki Shin’a, wszedł w niego szybko i do samego końca. Dobrze rozciągnął blondyna, tak więc wiedział, że nie zrobi mu krzywdy. Po garderobie rozniosło się zaskoczone sapnięcie, przepełnione przyjemnością. Gitarzysta od razu zaczął się w nim poruszać, szybko i mocno. Tego im obojgu potrzeba było teraz najbardziej, szczególnie po tych kilkugodzinnych podchodach. Perkusista wił się pod nim w ekstazie, co chwila wykrzykując jego imię. Czuł jak męskość Die’a całkowicie go wypełnia, to było cudowne uczucie. Czuł go każdym mięśniem, każdym nerwem i zdecydowanie chciał więcej. Gdyby to było możliwe, jeszcze bardziej rozszerzyłby nogi, chcąc przyjąć go głębiej. Nie myślał nawet o tym, że ktoś może tutaj wejść. Dla niego liczyło się tylko tu i teraz. Nie wiedząc co zrobić z dłońmi, zaczął jedną z nich miąć sukienkę, a drugą przysunął do ust, by po chwili zacząć się w nią wgryzać, aby nikt ich nie usłyszał. Co jak co, ale skandal nie jest im potrzebny.

Gitarzysta widząc to, pochylił się i wpił się łapczywie w jego usta, spijając tym samym każdy krzyk i westchnienie rozkoszy. Pocałunek od samego początku był bardzo namiętny i drapieżny, można by nawet pokusić się o stwierdzenie —  wielce nieprzyzwoity. W pomieszczeniu dało się słyszeć skrzypienie biurka, plask jaki wydają jądra uderzające o pośladki, stłumione jęki Shin’a oraz mlaskanie spowodowane pocałunkami. Idealna muzyka towarzysząca dwójce spragnionych siebie ciał.

W ostatniej chwili świat zawirował blondynowi przed oczami. Krzyknął głośno imię kochanka — zupełnie nie przejmując się tym, że ktoś może ich usłyszeć i ponownie tego dnia doszedł. Przymknął oczy i dosłownie odleciał z przyjemności. Chwilę po nim szczytował Die, lecz czując jak mięśnie kochanka się na nim zaciskają nie zdążył wysunąć się z jego gorącego wnętrza i doszedł w nim. Kiedy ochłonął powoli się z niego wysunął, a widząc, że ten po prostu zemdlał od nadmiaru rozkoszy, uśmiechnął się i pokręcił głową z rozczuleniem. Ponownie pochylił się i skradł mu delikatny pocałunek.

Kiedy zaczął się budzić, pierwsze co do niego dotarło to to, że właśnie się pieprzył, bo tylko tak można było nazwać ich dziki seks sprzed jakiegoś czasu. Kolejnym był ten przyjemny ból w dolnych partiach ciała. Skrzywił się nieznacznie, ale uśmiech rozjaśnił jego twarz, kiedy zobaczył, że Daisuke leży tuż obok niego na kanapie. Teraz do niego dotarło, że kiedy on zemdlał gitarzysta musiał po nich posprzątać, przemyć go i położyć na kanapie. Oparł się na łokciu i przeczesał, z nieskrywaną czułością, szkarłatne pasemka chłopaka. Nachylił się i delikatnie go pocałował. Posiedział tak kilka minut, rozmyślając o tym co zaszło i co będzie kiedy ten się obudzi. „Rozejdziemy się jak gdyby nigdy nic i już nigdy więcej do tego nie wrócimy, czy może jakoś się to ułoży i…  i my… może moglibyśmy być razem?” Blondyn przygryzł opuchniętą od pocałunków wargę i przez chwilę bił się z myślami. „Raz kozie śmierć! Jeśli nie teraz, to już nigdy nie będę miał okazji powiedzieć mu co do niego czuję! A nie chcę żeby myślał, że jestem łatwy i daję każdemu.” Pochylił się, po czym szepnął wprost do jego ucha, będąc pewnym, że ten nadal śpi.

— Kocham Cię, Daisuke. — przejechał dłonią po jego policzku — Ja… Od bardzo dawna nie traktuję cię już tylko jako przyjaciela, jesteś kimś więcej. Znacznie więcej. Za każdym razem kiedy byłeś w pobliżu moje serce zaczynało szybciej bić, a oddech przyśpieszał. Byłem wredny, zachowywałem się jak pieprzona Diva, bylebyś nie zobaczył co do ciebie czuję, bałem się. Bałem się, że nie czujesz tego co ja i to będzie koniec naszej przyjaźni. — kilka słonych kropel skapnęło na policzek gitarzysty — Och, gdybyś tylko czuł to, co ja, wszystko byłoby o wiele łatwiejsze. — zamilkł na chwilę po czym kontynuował — To co zaszło… to było idealne, nie mógłbym sobie tego lepiej wyobrazić. Każdy twój dotyk, pocałunek sprawiał, że… — obrysował opuszkami palców jego rozchylone usta — że kocham cię jeszcze bardziej.

Słuchał go. Każdego jego słowa, a kiedy poczuł, że ten płacze miał ochotę wziąć go w ramiona, przytulić i powiedzieć, że wszystko będzie dobrze, ale powstrzymywał się, chcąc usłyszeć co  jeszcze powie. Wiedział jak czuje się blondyn, widział to jak bije się sam ze sobą kiedy tylko był w pobliżu. Widział te ukradkowe spojrzenia, nieśmiałe uśmiechy i dziś… Podczas dzisiejszej sesji widział w jego oczach czyste pożądanie. Czuł dokładnie to samo. Dziękował wszystkim świętościom za tą sesję we dwoje, ale coś czuł, że będzie musiał iść jutro osobiście podziękować liderowi. To więcej niż pewne, że ten maczał w tym palce. Usłyszawszy już wszystko czego chciał, uchylił powieki i z psotnym uśmiechem spojrzał na swojego Shin’a, jak zwykł go nazywać od jakiegoś czasu w myślach.

— Ja Ciebie też, Shin-chan.

Na usta blondyna ponownie wkradł się uśmiech, a z oczu poleciało kilka łez. Szybko otarł je wierzchem dłoni i przylgnął całym ciałem do rozgrzanego ciała kochanka. „Teraz nie muszę się bać, że mnie wyśmieje…”

— Czemu płaczesz…?
— Ze szczęścia Daisuke, ze szczęścia.
— Czy teraz będziesz…? — blondyn położył mu palec na ustach, nie dając mu dokończyć.
— Sercem, ciałem i duszą.

Czerwonowłosy spojrzał się na niego z błyskiem w oku i przesunął dłonią po jego ramieniu.

— Czyli w domu mogę liczyć na powtórkę?

Po tych słowach blondyn zaśmiał się i skradł mu kolejny pocałunek, będąc szczęśliwym, że w końcu odnaleźli siebie nawzajem.

piątek, 23 sierpnia 2013

One Shot: Tiramisu

Szara Strefa, przez Boga zapomniana... Czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.

Ponowne przeprosiny z mojej strony raczej nie mają już sensu. Im częściej się przeprasza, tym samo słowo "przepraszam" ma mniejszą wartość. Na moje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć to, że nie miałam weny, a pisanie "na siłę" mnie nie satysfakcjonuje. Wolę dodać tutaj coś, co uważam za dobre, a nie półprodukt ;) Zapraszam do czytania!

~*~

Tytuł: Tiramisu
Pairing: Ruki x Uruha (the GazettE)
Gatunek: OneShot, fanfiction
Rating: +18
Ostrzeżenia: Fick jest kontynuacją "Moja Gitara", ale nie jest to raczej jakieś specjalne ostrzeżenie, a zwykła informacja ;)

Całe szczęście udało mu się w porę ewakuować z domu. Gdyby posiedział tam jeszcze chwilę, teraz nie byłby w drodze do cukierni, tylko do sklepu muzycznego. Sam nie wiedział, po co wziął ze sobą Uruhę. Może po to, aby ktoś mu towarzyszył albo chciał go uchronić przed lenistwem Aoi’ego? Na szczęście pogoda dopisała, tak więc mogli pospacerować po okolicy dopóki nie wymyślą co dalej.

— Ruki, to jakie ty lubisz ciastka?
— Eee… co?
— No… powiedziałeś, że idziemy po ciastka, bo te co są w domu ci nie smakują. — Uru zrobił zdziwioną minę.
— Aaa... To o to chodzi. Chciałem po prostu jak najszybciej wynieść się z domy póki jeszcze mogłem. —  zaśmiał się.
— Aha. W takim razie dzięki, że mnie zabrałeś.
— Nie ma problemu. — uśmiechnął się —  A może w drodze powrotnej wpadniemy do tego nowego centrum handlowego? Przydałyby mi się jakieś nowe ciuchy.
— Nie ma sprawy, może i ja znajdę coś dla siebie. — aż mu się oczy zaświeciły na samą myśl o zakupach.

Po półgodzinnym maszerowaniu ulicami Tokyo, w końcu dotarli pod wymarzoną cukiernię. Zatrzymali się na chwilę przy dużej szybie, za którą widniała gablota z rozmaitymi ciastami i ciasteczkami. Wchodząc do środka zauważyli, że dzisiaj jest stosunkowo mały ruch, a lokal niemalże świeci pustkami. Pomieszczenie było ładnie urządzone. Ściany w kolorze kawy z mlekiem, a na nich wymalowane wzorki w kształcie najprzeróżniejszych łakoci. Od połowy w dół wyłożone były drewnianymi, ozdobnymi panelami. Aż ślinka cieknie od samego patrzenia. Cukiernia ta jest jedną z najlepszych i najpopularniejszych jakie można znaleźć w całym mieście, a to za sprawą cosplay’u, który jest nieodłącznym elementem wizerunku pracujących tam kelnerek i kelnerów. A ludzi do tego ciągnie. Wszędzie stały stoliki, najczęściej czteroosobowe. Co kawałek można było natknąć się na jakąś roślinkę czy to większą, czy mniejszą, grunt że idealnie pasowały do wystroju. Naprzeciwko drzwi stał kontuar, za którym stała młoda dziewczyna. Widząc siadających chłopców podeszła do nich i uśmiechnęła się podając karty z Menu.

— Dzień dobry, mam na imię Miko i dziś będę panów obsługiwać.
— Dobry. — odpowiedzieli równocześnie.
— Jeśli panowie coś sobie wybiorą, proszę mnie zawołać.

Po tych słowach odeszła i zajęła się swoją dotychczasową pracą. Uruha spojrzał zdziwiony na Ruki’ego jednak nic nie powiedział. Matsumoto nie zwrócił na to uwagi albo po prostu udawał, że nie widzi. Skinął ręką na kelnerkę.

— Co mogę panom podać?
— Poproszę herbatę jaśminową i kawałek cista czekoladowego.
— Dobrze. — uśmiechnęła się — A dla pana?
— Hmm… a co mi polecisz? —  spojrzał na dziewczynę spod grzywki uśmiechając się przy tym w niesforny sposób.
— J-ja? Etto… Może ciasto truskawkowe?
— Może jednak nie? — skrzywił się na myśl o truskawkach — Wiesz co? Wezmę jednak tiramisu. To wszystko.

Dziewczyna trochę się speszyła i zarumieniona odeszła. Nie minęła chwila, a chłopcy dostali swoje zamówienie. Jedli w przyjemnej atmosferze, cały czas śmiejąc się i przekrzykując nawzajem, oczywiście pod czujnym okiem wszystkich żeńskich spojrzeń, lecz nie zwracali na nie większej uwagi. W pewnym momencie Uruha podniósł się z krzesła i ruszył w kierunku łazienki.

— Zaraz wracam.

Ruki siedział sam już od dobrych dziesięciu minut. Szczerze, to zaczynał się już nudzić. Ile można siedzieć w łazience? No dobra, nieważne, że w domu siedzą po pół godziny jak nie dłużej, ale to przecież jest toaleta publiczna, co tu można tyle robić? Oparł brodę na dłoni i z nudów zaczął bawić się ciastem. Na jego nieszczęście kawałek owego łakocia spadł mu z łyżeczki, brudząc koszulę i spodnie.

— Świetnie! Po prostu bosko... Mam nadzieję, że ta plama zejdzie. — mruczał pod nosem.

Ruszył w kierunku łazienki. Wszedł do środka i podszedł do umywali. Nagle, jakby rażony prądem, zatrzymał się w pół kroku. Z jednej z kabin dobiegły go ciche jęki i westchnienia. Zwrócił się w ich kierunku. To musiał być Uruha… Nikt inny przecież nie mógł tutaj wejść, bo by go widział. Bez wahania otworzył drzwi ostatniej kabiny i stanął jak wryty. Jego oczom ukazał się osobliwy widok, a mianowicie stojący do niego tyłem Takashima. Nie byłoby w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że dźwięki jakie wydawał ewidentnie świadczyły o tym, że się masturbował.

— Hmm… samemu to ci nie jest jakoś tak smutno? — zapytał ponętnym głosem wokalista.

Gitarzysta odwrócił w jego kierunku głowę i przechylił ją lekko w bok. Uśmiechnął się,  po czym odwrócił się do niego całkowicie. Złapał go za rękę i wciągnął do toalety, zamykając za nim drzwi. Spojrzał na jego tors i ubrudzoną od ciasta koszulę. Przesunął po niej palcem i uśmiechając się łobuzersko, przejechał nim po szyi blondyna. Pochylił się i powoli zaczął zlizywać smakołyk, przy okazji rozpinając kolejne guziki jego koszuli. Z początku chciał go odepchnąć, ale zrezygnował, kiedy jego sutek znalazł się w ustach kolegi. Oparł się o ścianę, pozwalając gitarzyście kontynuować i dając równocześnie nieme przyzwolenie na więcej. Już po chwili poczuł miękkie usta na swoich i zatopił się w ich słodkim smaku. Polizał wargi szatyna, na co tamten uchylił usta pozwalając tym samym, aby jego język wtargnął do środka rozpoczynając dziki taniec o dominację. Całowali się tak długo, dopóki nie zabrakło im powietrza. Uruha spojrzał na, brudne od ciasta, spodnie kolegi. Przykucnął tuż na wysokości krocza wokalisty i zaczął zlizywać z nich krem. Pozornie mało pobudzające poczynania chłopaka, podnieciły blondyna. Poczuł jak robi mu się ciasno w spodniach i nie tylko on. W kabinie dało się słyszeć zgrzyt suwaka i już po chwili wokalista jednego z najpopularniejszych zespołów w Japonii, stał w samej bieliźnie, ze spodniami na wysokości kostek. Szatyn podniósł się z klęczek i ponownie wpił się w  jego usta. Jego ręka powędrowała na krocze kolegi zaczynając je masować. Zahaczył jednym palcem o materiał bokserek i kolejnym, aby już po chwili ujrzeć męskość Rukiego w całej okazałości. Popchnął go ręką tak, że tamten usiadł na sedesie. Uklęknął między jego nogami i wziął jego członka w usta. Błądził językiem po całej jego długości, przysparzając tym samym Matsumoto o przyjemne dreszcze w lędźwiach. Wsunął go sobie głębiej do ust, mrucząc przy tym gardłowo. Poruszał głową rytmicznie co jakiś czas zmieniając tempo, zataczając niekiedy językiem kółeczka na żołędzi. Z ust wokalisty dało się słyszeć ciche jęki, a on sam wplótł swoją dłoń we włosy szatyna. Wybrał odpowiednie dla siebie tempo i już po chwili wprawnych pieszczot gitarzysty doszedł wprost do ust klęczącego chłopaka tłumiąc jęk, jaki chciał sie wydobyć z jego gardła. Tamten połknął wszystko od razu, a mała stróżka nasienia wypłynęła z kącika jego ust. Blondyn sięgnął jego warg i złączył je w, kolejnym tego dnia, pocałunku. Zlizał z jego ust słonawą substancję, nie zaprzestając pieszczoty. Już po chwili Takashima pozbył się zbędnej garderoby, zostając w samej koszulce. Chciał usiąść na kolanach Rukiego, ale tamten go powstrzymał.

— Musimy cię przygotować. Wiesz, że bez tego będzie bardziej bolało.
— Wiem, ale nie mamy na to czasu. W cukierni pewnie się już zastanawiają gdzie jesteśmy.
— Jesteś tego pewien? — spytał, nie przerywając masowania jego pośladków.
— Tak. A teraz pieprz mnie, bo się rozmyślę.

Po tych słowach Matsumoto złapał Uruhę za nadgarstki i pociągnął tak, że tamten usiadł na nim okrakiem. Chwycił go za pośladki, odrobinę uniósł i wszedł w niego od razu do samego końca. Stłumiony przez dłoń chłopaka krzyk rozniósł się po całej łazience. Oparł czoło o bark wokalisty, a z oczu pociekły słone łzy, które Ruki od razu zlizał. Nie poruszał się, chcąc choć trochę uśmierzyć cierpienie szatyna. Wpił się zachłannie w jego usta, by ten zapomniał o bólu. Wziął w dłoń jego męskość i zaczął ją stymulować, aby dać mu jak najwięcej przyjemności. Podziałało. Już po chwili z ust chłopaka dało się słyszeć pierwsze, ciche jęki, westchnienia i pomruki. Kouyou zarzucił swoje ręce na szyję blondyna i poruszał biodrami raz szybciej raz wolniej. Odszukał jego usta i wpił się w nie, zaczynając tym samym drapieżny pocałunek pełen pragnienia i pożądania. W pewnym momencie Takanori uderzył wprost w prostatę chłopaka, wyrywając tym samym z jego ust jęk przyjemności i poczuł drżenie całego ciała partnera. Czując, że ten jest bliski spełnienia jeszcze bardziej przyśpieszył ruchy, sprawiając tym samym, że szatyn dosłownie wił się na jego kolanach. Parę mocniejszych pchnięć wystarczyło, by Kouyou odchylił się do tyłu, a z jego ust dało się słyszeć jęk oznajmiający światu jego spełnienie. Ruki czując jak ten zaciska się na jego członku, nie wytrzymał i doszedł w nim. Jego nasienie wypełniło szatyna, a kiedy powoli się z niego wysunął, po jego udach pociekła biała substancja. Przez chwilę siedzieli w bezruchu, przytulając się w ciszy pozwalając, aby ich oddechy się uspokoiły, a serca unormowały swój rytm. Ruki bardzo delikatnie starł papierem spermę, która zdążyła się ze sobą wymieszać, a następnie pomógł gitarzyście doprowadzić się do porządku. Cmoknął go jeszcze w usta i sam dokończył się ubierać. Już po chwili wyszli z łazienki jak gdyby nigdy nic i poszli zapłacić należność za swoje zamówienie.

— Ał… — syknął Uruha.
— W porządku? Mówiłem, żeby cię przygotować… — zaczął Ruki, obejmując ramieniem wyższego od siebie chłopaka.
— Nie, jest dobrze... Pamiętasz co mówiłeś zanim poszliśmy do cukierni?
— …nie bardzo?
— Że po drodze wpadniemy do centrum handlowego... Słyszałem, że są tam świetne, duże przymierzalnie... — Kouyou wyszczerzył się do przyjaciela.
— Jesteś niemożliwy... Ledwo stoisz na nogach, a już chcesz więcej?
— No, a jak? A tak po za tym, to dobrze sobie radzę. Patrz… Jeden krok, drugi krok. Dam radę, a teraz chodź. — złapał blondyna za rękę i pociągnął w dobrze im znanym kierunku.

I tak oto obaj udali się w stronę nowo otwartego centrum. Jak się później okazało, te przymierzalnie naprawdę były fantastyczne. Miały nawet czerwone kanapy… naprawdę wygodne kanapy.

czwartek, 9 maja 2013

One Shot: Moja Gitara!

Szara Strefa, przez Boga zapomniana... Czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.

Pomimo tego iż obiecałam sobie, że na blogu nie będzie tak długich przerw... słowa nie dotrzymałam, za co bardzo przepraszam. Ostatnio tyle się u mnie działo, że już po prostu nie miałam ani sił ani chęci tutaj zaglądać. Mam nadzieję, że tym fickiem was choć trochę udobrucham. Miłego czytania!

~*~

Tytuł: Moja Gitara!
Pairing: Aoi x Reita (the GazettE)
Gatunek: OneShot, fanfiction
Rating: +18
Ostrzeżenia: Żeby później nie było, że nie uprzedziłam (bo może pojawić się tak jak na poprzednim blogu lawina komentarzy typu: 'Yune odszedł z zespołu więc nie może być tu również Kai' albo 'Przecież oni nie są w tym samym wieku...' etc.) więc... taką miałam koncepcję i tak zostanie. W końcu to 'fikcja fana'.

Aoi siedział w kuchni oparty o stół i od dwudziestu minut próbował, bezskutecznie, przekupić któregoś z pozostałych członków zespołu aby poszedł za niego odebrać gitarę. Oczywiście nikt nie miał na to czasu. A to musiał nastroić instrument, a to odkurzyć salon, bo już się zakurzyło. Wszystko, byleby nie iść do sklepu muzycznego na drugi koniec miasta. Może i sam w sobie nie jest to zły pomysł gdyby któryś z nich miał prawko, ale nie! Żaden go jeszcze nie ma, a po wiosło trzeba iść teraz.

— Ruki… Poszedł byś po moją gitarę?
— Ja…? Etto… No ten... Nie mogę.
— Czemu...? — drążył Aoi.
— No bo… Muszę, muszę pójść kupić… ciastka!
— Ciastka? — Yuu uniósł jedną brew, niepewny czy dobrze zrozumiał — A po jakie "G" ci ciasta? Jest tego gówna w domu od groma, bo Uruha miał ostatnio ochotę.
— No tak… ale żadne z tych mi nie smakuje! Musze już iść. — po tych słowach zerwał się z krzesła i wybiegł z kuchni. Jednak zanim jeszcze opuścił pomieszczenie złapał Uruhę za rękaw bluzki i pociągnął za sobą.
— A on ci niby po co? — zapytał Kai.
— Kupi mi ciasta! — krzyknął rozbawiony Ruki i już go nie było.

Aoi nieco zawiedziony tym, że nie udało mu się namówić wokalisty, aby ten go wyręczył w tym jakże ciężkim zadaniu, zwrócił głowę ku perkusiście. Uruhę też już mógł skreślić z listy ponieważ jak to powiedział Ruki, poszedł mu kupić ciastka. Ta jasne... sranie w banie, ale on się nie da wyrolować. Znajdzie kogoś kto pójdzie za niego! Jak paprotka mu świadkiem, swoją drogą wysuszona paprotka, bo Yune zapomniał ją podlać, zrobi wszystko byle tylko nie ruszać tyłka z domu!

— Na mnie się nie patrz. Nie mam czasu, zaraz wychodzę i nie będę się błąkał po mieście, bo tobie się dupy nie chce ruszyć. — odpowiedział poważnie Kai.
— Ano… Ale ja chciałem tylko powiedzieć, że ładnie masz dzisiaj włosy ułożone. — ściemniał Aoi.
— Jasne... — spojrzał na niego sceptycznie — Bujać to ja, a nie mnie… To narka, ja spadam. Może znajdziesz sobie jakiegoś frajera.

Zrezygnowany brunet ruszył w kierunku pokoju Reity. Blondyn zamknął się tam rano i nie wychodził przez cały dzień. Do pokoju Yune nie ma co zaglądać, bo tego wywiało gdzieś około południa i od tamtej pory nie daje znaku życia. A niech go licho weźmie!

— Nie mam innego wyjścia, muszę namówić Reite aby ruszył tyłek zamiast mnie. — mamrotał do siebie. Normalna osoba poszła by już sama, ale nie on. Uśmiechnął się chytrze. — Swoją drogą, niezły ma tyłeczek, a ja dawno tego nie robiłem… Musze jakoś go sprowokować!

Zanim się zorientował był pod drzwiami od pokoju basisty. Bez zbędnego pukania wparował do środka i zaczął się rozglądać w poszukiwaniu swojej ofiary. Jednak nigdzie go nie było... wyparował?

— Reita, jesteś…?
— W łazience! Zaraz wychodzę! — odpowiedział mu basista — Swoją drogą... Pukać to nie łaska?!
— A co ja będę się wysilał na pukanie… – żachnął się Aoi.
— Jak ja Cię kiedyś pu… ekhem złapię, to pożałujesz, wierz mi.

Już po chwili zza drzwi wyłoniła się blond czupryna. Był to oczywiście Reita i jego słynna opaska na nosek. Musiał się dopiero co kąpać, bo z łazienki płynęło cieple powietrze i dało się widzieć zaparowane lustra. Aoi widząc go w takim stanie mimowolnie się uśmiechnął.

— A ty co tak protezą świecisz? – zapytał zirytowany Akira, widząc jak drugi gitarzysta patrzy się na niego. Zupełnie tak jakby chciał go… przelecieć?!
— Ja…? Ja nie mam protezy. Jeśli nie wierzysz możesz sprawdzić. — powiedział seksownym głosem Yuu, powoli zmniejszając odległość dzielącą ich od siebie.
— A ty co mi tu teraz?! Spieprzaj dziadu! — wydarł się Suzuki.
— Nic... Absolutnie nic. — po tych słowach złapał Reite za nadgarstki i wykręcił mu ręce do tyłu.
— Pojebało Cię?! Puść mnie natychmiast!
— Niby dlaczego miał bym to zrobić? — zapytał jak gdyby nigdy nic.
— Bo ja tak mówię?!
— A kto powiedział, że będę cię słuchał…? — Aoi powoli zbliżał twarz ku twarzy Reity.
— Pedał! Pieprz się!
— Wolę ciebie.

Reita słysząc to zarumienił się nieznacznie i spuścił głowę. Blond grzywka i, dzięki Bogu!, opaska zasłaniała teraz dwa rumieńce widniejące na jego policzkach. Stali w dość dwuznacznej pozycji. Aoi trzymał go za przeguby i boleśnie wykręcał jego ręce do tyłu. Akira był tak przechylony do przodu, że wystarczył by jeden zły ruch i obaj przewrócili by się na ziemię.

— Ślicznie wyglądasz kiedy się rumienisz, wiesz?
— Wcale się nie rumienię, debilu! — parsknął Reita.
— Nie no wcale… a te czerwone plamki na policzkach to od makijażu? — prowokował go.
— Zamknij się!

Reita zamachnął się i z całej siły kopnął gitarzystę w krocze. Ku jego niezadowoleniu, Aoi zaśmiał się z niego i jeszcze mocniej ścisnął jego nadgarstki. Basista zdał sobie sprawę z tego, że to mu się podoba i… o zgrozo! podnieca go to. Nie mógł w to uwierzyć, podnieca go brutalność Aoi’ego. To musi być jakiś zły sen! Koszmar!

— Spokojnie... Mamy jeszcze czas na takie numery. Ale nie powiem, podobało mi się.  — szepnął wprost do ucha Reity, delikatnie je polizał po czym ugryzł.
— Ah…! — nieświadomie jęknął.
— Widzisz, podoba ci si Więc dlaczego się stawiasz?
— Wcale mi... się, ah! nie… podoba.

Aoi zrobił parę kroków do przodu tak, że Reita oparł się plecami o drzwi łazienki. Jedną ręką podtrzymał ręce basisty nad głową by ten nie mógł się ruszyć. Drugą zaczął błądzić po jego brzuchu. Zataczał nią delikatne kółka co jeszcze bardziej ułatwiał mu fakt, że chłopak nie miał koszulki tylko rozpiętą skórzaną kamizelkę. Już po chwili blondyn poczuł jak język Yuu błądzi po jego szyli, zostawiając mokre ślady na całej jej długości. Czarnowłosy po raz kolejny wpił się dość brutalnie w usta blondyna, lecz tym razem po brodzie jego ofiary pociekła strużka krwi. Szybko zaczął ją zlizywać wsłuchując się w coraz to śmielsze westchnienia i jęki. Reita zdał sobie sprawę, że i tak z nim nie wygra. Po za tym też miał na to ochotę, a dodatkowa brutalność gitarzysty działała na niego pobudzająco.

— Łazienka... — szepnął Reita.
— Łazienka…? — Aoi nie za bardzo wiedział o co chodzi.
— Chodźmy do łazienki… Mam ci pisemne zaproszenie wysłać czy jak?!
— Aaa... Trzeba było tak od razu, kocie.
— Z tobą jak z małym dzieckiem… i nie mów tak do mnie!
— Zamknij się… Królewno.

Już po chwili łazienka wyglądała jakby przeszło przez nią tornado. Ręczniki leżały na podłodze. Lakiery do włosów i inne flakoniki leżały porozrzucane to na szafce, to pod nią. Do tego doszły ubrania które chłopcy mieli wcześniej na sobie. Aoi podszedł do jednej z szafek i ręką zgarnął wszystko co na niej stało. Efektem takiego działania były porozbijane buteleczki perfum i kremów. Grzebienie, suszarka i prostownica także spadły na podłogę, może chociaż to uda się uratować. Czarnowłosy złapał Reite pod ramiona i posadził na owej szafce. Oparł ręce po obu stronach jego bioder i sięgnął jego ust. Pocałunek był bardzo drapieżny, nie liczyły się w nim uczucia lecz żądza. Tak, to było to. Obaj chcieli to zrobić, ot tak... Nic, co mogło by ich do czegoś zobowiązać. Przecież robili to już wcześniej z pozostałymi, więc dlaczego nie mieliby tego zrobić ze sobą? Oczywiście nikt nie mówi, że robił to z tym i tamtym, ale widomym jest, że każdy był już pozostałymi kolegami z zespołu w jednym łóżku. Całowali się tak jeszcze przez dłuższą chwilę, dopóki nie zabrakło im powietrza.

— Wiesz… chłopaki nas zabiją za ten bałagan… — Reita ogarnął wzrokiem pomieszczenie — Tym bardziej, że kilka z tych rzeczy nie jest moje.
— To co? Najwyżej Kai wywali nas z zespołu. — to powiedziawszy obydwaj zaczęli się śmiać.
— No dobra pośmialiśmy się, jest fajnie, ale zabieraj się wreszcie do roboty, bo ja całego dnia dla ciebie nie mam! – krzyknął blondyn.
— Już ci mówiłem, zamknij się. — szepnął Aoi, po czym znów sięgnął jego ust.

Jego ręka powędrowała w kierunku krocza basisty. Kiedy zaczął go stymulować z ust Akiry dało się słyszeć ciche jęki. To działało na Yuu pobudzająco. Chciałby to wszystko przyśpieszyć, ale wiedział, że Reita zabiłby go po czymś takim. Lubił ostre zagrywki, ale bez przesady. Ręce blondyna błądziły po nagim ciele kolegi, co jakiś czas zahaczając o jego sutki. Aoi zjechał swoimi pocałunkami na szyję chłopaka liżąc ją i podgryzając na przemian. Kiedy mu się to znudziło zjechał językiem na jego bark zostawiając po sobie mokry szlaczek. Jego pocałunki dotarły na tors blondyna. Wolną ręką złapał ręce Reity i wykręcił mu je do tyłu tak, że ten teraz niemal leżał na szafce. Językiem zaczął kreślić wzorki wokół jego sutków, a ciało chłopaka zaczęło się pod nim wić z przyjemności. Zarówno tej dawanej mu przez język Yuu, jak i jego rękę. Gitarzysta widząc, że jego kolega długo nie wytrzyma przykucnął tak, że męskość Reity była tuż na przeciwko jego twarzy. Polizał jej czubek po czym wziął ją całą do ust. Powolnymi ruchami zaczął pieścić jego przyrodzenie. Zataczał językiem kółeczka na główce, zahaczając językiem o dziurkę na jej czubku. Poruszał głową w górę i dół, czując jak członek Reity pulsuje w jego ustach. Zamruczał z przyjemności. Wiedział, że Akira zaraz się spuści i to wprost do jego ust. Już po chwili poczuł słony smak, a lepka ciecz spływała mu w kąciku ust. Oblizał się po czym nabrał jej trochę na palce. Podniósł nogi Reity i już po chwili jego palce znajdowały się w chętnym wnętrzu basisty. Poruszał nimi powoli, starając się jak najlepiej przygotować kochanka. Kiedy wyczul, że chłopak jest już gotowy, uniósł go i wszedł w niego jednym, szybkim ruchem. Z ust blondyna dało się słyszeć jęk. Na początku spowodowany bólem, lecz kiedy Aoi zaczął się w nim poruszać, jęczał już tylko z przyjemności. Oplótł nogami biodra bruneta, a rękoma złapał się jego szyi. Przysunął się do niego blisko, czując go głęboko w sobie. Pochylił się i zaczął lizać jego ucho. Z początku ssał je delikatnie, a później błądził językiem po całym, zanurzając język w jego wnętrzu. Po pomieszczeniu rozchodziły się jęki obu kochanków. Aoi wbił się mocno w Reite, trafiając w to jakże wrażliwe miejsce, na co ten krzyknął, a jego ciało wygięło się w łuk. Osiągnął spełnienie, brudząc tym samym brzuch partnera. Yuu poruszał się w nim jeszcze chwilę lecz czując zaciskające się na jego członku mięśnie blondyna wytrysnął wprost do jego wnętrza. Obaj na chwilę zastygli w bezruchu by za chwilę zacząć się całować. Powoli wyszedł z chłopaka i postawił go na przeciwko siebie. Akira zamglonym z przyjemności wzrokiem rozejrzał się po łazience. Wyglądała jakby przeszedł przez nią tajfun. Wszystko leżało na podłodze, która teraz była też ubrudzona ich nasieniem.

— Teraz… to na bank nas zabiją — sapnął Reita patrząc na ubrudzoną od spermy prostownicę Rukiego.
— Chyba… się z tobą zgodzę. — przytaknął uśmiechając się pod nosem, po czym wziął basiste na ręce i wyszedł z pomieszczenie.
— A ty dokąd?
— Do twojej sypialni, a potem do sklepu muzycznego.
— Po co?
— Po gitarę. — to powiedziawszy rzucił Reite na łóżko, przelotnie go jeszcze całując.
— Nie musisz...
— Hmm…?
— Nie musisz iść do sklepu muzycznego ponieważ twoja gitara leży w moim pokoju.
— A co ona tu robi jeśli mogę wiedzieć?
— Poszedłem po nią dziś rano, bo wiedziałem, że nie będzie Ci się chciało samemu po nią iść. Potem szukałbyś jakiegoś naiwniaka co poszedłby po nią za ciebie. Wiedziałem także, że wszyscy wtedy wyparują z domu i zostaniemy tylko my. — Reita uśmiechnął się, podpierając się na łokciu.
— Zaplanowałeś to! — Yuu szczerze się zaśmiał.
— Tak... Jestem geniuszem! A teraz chodź, bo nie zostało nam wiele czasu.

Po tych słowach Aoi dosłownie rzucił się na blondyna i wszystko zaczęło się od nowa. W tym samym czasie do domu wróciła reszta zespołu.

— Ano… Uruha, masz moje ciastka? — spytał Ruki.
— Ano mam.
— To fajnie... Yune! Kai! Idziecie? — krzyknął wokalista.
— Taaaak. Ktoś widział Reite i Aoi’ego? — spytał  nagle Yune.
— Nie… Wystarczająco trudne było dzisiaj znalezienie ciebie, więc się mnie nie pytaj. Nie mam na to siły! — odpowiedział Uruha po czym poszedł do kuchni. Cała reszta poszła za nim.
— Nóg nie czuję…! — jęczał Ruki.
— Pocieszę cię… Nie ty jeden. — Odpowiedział mu Kai.
— Ale pocieszenie… To widział ktoś Reite i Aoi’ego?
— Nie, w sumie to gdzie oni są? — spytał Ruki.
— Ok. To ja pójdę zobaczyć na górę, może tam siedzą. Wy sprawdźcie parter.

Uruha w ślimaczym tempie ruszył w kierunku schodów. Po jakiś pięciu minutach do nich dotarł, a po kolejnych pięciu udało mu się wspiąć na ich szczyt. Postanowił najpierw sprawdzić pokój Aoi’ego, bo był najbliżej.

— Pusto...

Następnym pokojem był pokój, w którym trzymają instrumenty. Taka prowizoryczna sala prób. Myślał, że może ćwiczyli i zasnęli zmęczeni, ale tu też ich nie było. Nie miał pojęcia gdzie mogli pójść aż do momentu w którym usłyszał ciche jęki. Podszedł pod drzwi od pokoju Reity i już wiedział gdzie są dwaj pozostali gitarzyści.

— Aa… Ah…! Aoi-ii... Taak... Mocniej! Aah!
— No i wszystko się wyjaśniło… — tym samym tempem udał się z powrotem do kuchni.
— No i? — spytał Kai.
— No i co...? — Uruha ziewnął.
— Znalazłeś ich czy nie?
— Ano… Znalazłem. Są w pokoju Reity.
— I co? Nie przyjdą…? — zapytał Ruki.
— Lepiej im teraz nie przeszkadzać. Są... Zajęci. — odpowiedział Takashima po czym usiadł.
— Zajęci…?
— Niby czym?
— Ano... Co ja ci mogę rzec? Chyba zacytuję: „Aa… Ah…! Aoi-ii... Taak... Mocniej! Aah!”
— Ty chcesz powiedzieć, że oni… no...
— Pieprzą się? — dokończył z niedowierzaniem Yune.
— Nom. — odpowiedział zmęczony Uruha.

W tym samym momencie po całym mieszkaniu rozległ się głośny krzyk spełnienia Reity, a następnie głuche łupnięcie, po którym aż się żyrandol zatrząsł.

— Reita! Mógłbyś ciszej?! Tutaj ludzie próbują odpoczywać! — wrzasnął Ruki.
— Gomen!
— Odwal się!

Krzyknęli równocześnie. Czwórka chłopaków siedzących w salonie spojrzała po sobie, a następnie wybuchnęli głośnym, niepohamowanym śmiechem. Ostatecznie nie wiedzieli już sami czy śmieją się z Rukiego i jego prostolinijności czy z odpowiedzi Reity. Tak, to był udany dzień.