Szara Strefa, przez Boga zapomniana... Czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.
Ponowne przeprosiny z mojej strony raczej nie mają już sensu. Im częściej się przeprasza, tym samo słowo "przepraszam" ma mniejszą wartość. Na moje usprawiedliwienie mogę jedynie powiedzieć to, że nie miałam weny, a pisanie "na siłę" mnie nie satysfakcjonuje. Wolę dodać tutaj coś, co uważam za dobre, a nie półprodukt ;) Zapraszam do czytania!
~*~
Tytuł: Tiramisu
Pairing: Ruki x Uruha (the GazettE)
Gatunek: OneShot, fanfiction
Rating: +18
Ostrzeżenia: Fick jest kontynuacją "Moja Gitara", ale nie jest to raczej jakieś specjalne ostrzeżenie, a zwykła informacja ;)
Całe szczęście udało mu
się w porę ewakuować z domu. Gdyby posiedział tam jeszcze chwilę, teraz nie byłby
w drodze do cukierni, tylko do sklepu muzycznego. Sam nie wiedział, po co wziął
ze sobą Uruhę. Może po to, aby ktoś mu towarzyszył albo chciał go uchronić
przed lenistwem Aoi’ego? Na szczęście pogoda dopisała, tak więc mogli
pospacerować po okolicy dopóki nie wymyślą co dalej.
— Ruki, to jakie ty lubisz
ciastka?
— Eee… co?
— No… powiedziałeś, że
idziemy po ciastka, bo te co są w domu ci nie smakują. — Uru zrobił zdziwioną
minę.
— Aaa... To o to chodzi.
Chciałem po prostu jak najszybciej wynieść się z domy póki jeszcze mogłem.
— zaśmiał się.
— Aha. W takim razie dzięki,
że mnie zabrałeś.
— Nie ma problemu. — uśmiechnął
się — A może w drodze powrotnej wpadniemy
do tego nowego centrum handlowego? Przydałyby mi się jakieś nowe ciuchy.
— Nie ma sprawy, może i ja
znajdę coś dla siebie. — aż mu się oczy zaświeciły na samą myśl o zakupach.
Po półgodzinnym maszerowaniu
ulicami Tokyo, w końcu dotarli pod wymarzoną cukiernię. Zatrzymali się na
chwilę przy dużej szybie, za którą widniała gablota z rozmaitymi ciastami i
ciasteczkami. Wchodząc do środka zauważyli, że dzisiaj jest stosunkowo mały
ruch, a lokal niemalże świeci pustkami. Pomieszczenie było ładnie urządzone. Ściany
w kolorze kawy z mlekiem, a na nich wymalowane wzorki w kształcie najprzeróżniejszych
łakoci. Od połowy w dół wyłożone były drewnianymi, ozdobnymi panelami. Aż
ślinka cieknie od samego patrzenia. Cukiernia ta jest jedną z najlepszych i
najpopularniejszych jakie można znaleźć w całym mieście, a to za sprawą
cosplay’u, który jest nieodłącznym elementem wizerunku pracujących tam kelnerek
i kelnerów. A ludzi do tego ciągnie. Wszędzie stały stoliki, najczęściej
czteroosobowe. Co kawałek można było natknąć się na jakąś roślinkę czy to
większą, czy mniejszą, grunt że idealnie pasowały do wystroju. Naprzeciwko
drzwi stał kontuar, za którym stała młoda dziewczyna. Widząc siadających
chłopców podeszła do nich i uśmiechnęła się podając karty z Menu.
— Dzień dobry, mam na imię
Miko i dziś będę panów obsługiwać.
— Dobry. — odpowiedzieli
równocześnie.
— Jeśli panowie coś sobie
wybiorą, proszę mnie zawołać.
Po tych słowach odeszła i
zajęła się swoją dotychczasową pracą. Uruha spojrzał zdziwiony na Ruki’ego
jednak nic nie powiedział. Matsumoto nie zwrócił na to uwagi albo po prostu
udawał, że nie widzi. Skinął ręką na kelnerkę.
—
Co mogę panom podać?
— Poproszę herbatę
jaśminową i kawałek cista czekoladowego.
— Dobrze. — uśmiechnęła
się — A dla pana?
— Hmm… a co mi polecisz? —
spojrzał na dziewczynę spod grzywki
uśmiechając się przy tym w niesforny sposób.
— J-ja? Etto… Może ciasto
truskawkowe?
— Może jednak nie? —
skrzywił się na myśl o truskawkach — Wiesz co? Wezmę jednak tiramisu. To
wszystko.
Dziewczyna trochę się
speszyła i zarumieniona odeszła. Nie minęła chwila, a chłopcy dostali swoje
zamówienie. Jedli w przyjemnej atmosferze, cały czas śmiejąc się i
przekrzykując nawzajem, oczywiście pod czujnym okiem wszystkich żeńskich
spojrzeń, lecz nie zwracali na nie większej uwagi. W pewnym momencie Uruha
podniósł się z krzesła i ruszył w kierunku łazienki.
— Zaraz wracam.
Ruki siedział sam już od
dobrych dziesięciu minut. Szczerze, to zaczynał się już nudzić. Ile można siedzieć
w łazience? No dobra, nieważne, że w domu siedzą po pół godziny jak nie dłużej,
ale to przecież jest toaleta publiczna, co tu można tyle robić? Oparł brodę na
dłoni i z nudów zaczął bawić się ciastem. Na jego nieszczęście kawałek owego
łakocia spadł mu z łyżeczki, brudząc koszulę i spodnie.
— Świetnie! Po prostu
bosko... Mam nadzieję, że ta plama zejdzie. — mruczał pod nosem.
Ruszył w kierunku
łazienki. Wszedł do środka i podszedł do umywali. Nagle, jakby rażony prądem,
zatrzymał się w pół kroku. Z jednej z kabin dobiegły go ciche jęki i
westchnienia. Zwrócił się w ich kierunku. To musiał być Uruha… Nikt inny
przecież nie mógł tutaj wejść, bo by go widział. Bez wahania otworzył drzwi ostatniej
kabiny i stanął jak wryty. Jego oczom ukazał się osobliwy widok, a mianowicie stojący
do niego tyłem Takashima. Nie byłoby w tym może nic dziwnego gdyby nie fakt, że
dźwięki jakie wydawał ewidentnie świadczyły o tym, że się masturbował.
— Hmm… samemu to ci nie
jest jakoś tak smutno? — zapytał ponętnym głosem wokalista.
Gitarzysta odwrócił w jego
kierunku głowę i przechylił ją lekko w bok. Uśmiechnął się, po czym odwrócił się do niego całkowicie.
Złapał go za rękę i wciągnął do toalety, zamykając za nim drzwi. Spojrzał na
jego tors i ubrudzoną od ciasta koszulę. Przesunął po niej palcem i uśmiechając
się łobuzersko, przejechał nim po szyi blondyna. Pochylił się i powoli zaczął zlizywać
smakołyk, przy okazji rozpinając kolejne guziki jego koszuli. Z początku chciał
go odepchnąć, ale zrezygnował, kiedy jego sutek znalazł się w ustach kolegi.
Oparł się o ścianę, pozwalając gitarzyście kontynuować i dając równocześnie
nieme przyzwolenie na więcej. Już po chwili poczuł miękkie usta na swoich i
zatopił się w ich słodkim smaku. Polizał wargi szatyna, na co tamten uchylił
usta pozwalając tym samym, aby jego język wtargnął do środka rozpoczynając
dziki taniec o dominację. Całowali się tak długo, dopóki nie zabrakło im
powietrza. Uruha spojrzał na, brudne od ciasta, spodnie kolegi. Przykucnął tuż
na wysokości krocza wokalisty i zaczął zlizywać z nich krem. Pozornie mało
pobudzające poczynania chłopaka, podnieciły blondyna. Poczuł jak robi mu się
ciasno w spodniach i nie tylko on. W kabinie dało się słyszeć zgrzyt suwaka i
już po chwili wokalista jednego z najpopularniejszych zespołów w Japonii, stał
w samej bieliźnie, ze spodniami na wysokości kostek. Szatyn podniósł się z
klęczek i ponownie wpił się w jego usta.
Jego ręka powędrowała na krocze kolegi zaczynając je masować. Zahaczył jednym
palcem o materiał bokserek i kolejnym, aby już po chwili ujrzeć męskość Rukiego
w całej okazałości. Popchnął go ręką tak, że tamten usiadł na sedesie. Uklęknął
między jego nogami i wziął jego członka w usta. Błądził językiem po całej jego
długości, przysparzając tym samym Matsumoto o przyjemne dreszcze w lędźwiach. Wsunął
go sobie głębiej do ust, mrucząc przy tym gardłowo. Poruszał głową rytmicznie
co jakiś czas zmieniając tempo, zataczając niekiedy językiem kółeczka na
żołędzi. Z ust wokalisty dało się słyszeć ciche jęki, a on sam wplótł swoją
dłoń we włosy szatyna. Wybrał odpowiednie dla siebie tempo i już po chwili
wprawnych pieszczot gitarzysty doszedł wprost do ust klęczącego chłopaka
tłumiąc jęk, jaki chciał sie wydobyć z jego gardła. Tamten połknął wszystko od
razu, a mała stróżka nasienia wypłynęła z kącika jego ust. Blondyn sięgnął jego
warg i złączył je w, kolejnym tego dnia, pocałunku. Zlizał z jego ust słonawą
substancję, nie zaprzestając pieszczoty. Już po chwili Takashima pozbył się
zbędnej garderoby, zostając w samej koszulce. Chciał usiąść na kolanach
Rukiego, ale tamten go powstrzymał.
— Musimy cię przygotować.
Wiesz, że bez tego będzie bardziej bolało.
— Wiem, ale nie mamy na to
czasu. W cukierni pewnie się już zastanawiają gdzie jesteśmy.
— Jesteś tego pewien? —
spytał, nie przerywając masowania jego pośladków.
— Tak. A teraz pieprz
mnie, bo się rozmyślę.
Po tych słowach Matsumoto
złapał Uruhę za nadgarstki i pociągnął tak, że tamten usiadł na nim okrakiem.
Chwycił go za pośladki, odrobinę uniósł i wszedł w niego od razu do samego
końca. Stłumiony przez dłoń chłopaka krzyk rozniósł się po całej łazience. Oparł
czoło o bark wokalisty, a z oczu pociekły słone łzy, które Ruki od razu zlizał.
Nie poruszał się, chcąc choć trochę uśmierzyć cierpienie szatyna. Wpił się
zachłannie w jego usta, by ten zapomniał o bólu. Wziął w dłoń jego męskość i
zaczął ją stymulować, aby dać mu jak najwięcej przyjemności. Podziałało. Już po
chwili z ust chłopaka dało się słyszeć pierwsze, ciche jęki, westchnienia i
pomruki. Kouyou zarzucił swoje ręce na szyję blondyna i poruszał biodrami raz
szybciej raz wolniej. Odszukał jego usta i wpił się w nie, zaczynając tym samym
drapieżny pocałunek pełen pragnienia i pożądania. W pewnym momencie Takanori
uderzył wprost w prostatę chłopaka, wyrywając tym samym z jego ust jęk
przyjemności i poczuł drżenie całego ciała partnera. Czując, że ten jest bliski
spełnienia jeszcze bardziej przyśpieszył ruchy, sprawiając tym samym, że szatyn
dosłownie wił się na jego kolanach. Parę mocniejszych pchnięć wystarczyło, by Kouyou
odchylił się do tyłu, a z jego ust dało się słyszeć jęk oznajmiający światu
jego spełnienie. Ruki czując jak ten zaciska się na jego członku, nie wytrzymał
i doszedł w nim. Jego nasienie wypełniło szatyna, a kiedy powoli się z niego
wysunął, po jego udach pociekła biała substancja. Przez chwilę siedzieli w bezruchu,
przytulając się w ciszy pozwalając, aby ich oddechy się uspokoiły, a serca
unormowały swój rytm. Ruki bardzo delikatnie starł papierem spermę, która
zdążyła się ze sobą wymieszać, a następnie pomógł gitarzyście doprowadzić się
do porządku. Cmoknął go jeszcze w usta i sam dokończył się ubierać. Już po
chwili wyszli z łazienki jak gdyby nigdy nic i poszli zapłacić należność za
swoje zamówienie.
— Ał… — syknął Uruha.
— W porządku? Mówiłem,
żeby cię przygotować… — zaczął Ruki, obejmując ramieniem wyższego od siebie
chłopaka.
— Nie, jest dobrze...
Pamiętasz co mówiłeś zanim poszliśmy do cukierni?
— …nie bardzo?
— Że po drodze wpadniemy
do centrum handlowego... Słyszałem, że są tam świetne, duże przymierzalnie... —
Kouyou wyszczerzył się do przyjaciela.
— Jesteś niemożliwy...
Ledwo stoisz na nogach, a już chcesz więcej?
— No, a jak? A tak po za
tym, to dobrze sobie radzę. Patrz… Jeden krok, drugi krok. Dam radę, a teraz
chodź. — złapał blondyna za rękę i pociągnął w dobrze im znanym kierunku.
I tak oto obaj udali się w
stronę nowo otwartego centrum. Jak się później okazało, te przymierzalnie
naprawdę były fantastyczne. Miały nawet czerwone kanapy… naprawdę wygodne
kanapy.