Szara strefa, przez Boga zapomniana... czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.
Jak widać do tej pory nie zajrzało tutaj za wiele osób, a skomentowało jeszcze mniej ;) Powiem tylko, że będzie mi miło wiedzieć co sądzicie o moich wypocinach no i na pewno sprawi, że będę miała większą przyjemność z pisania ze świadomością, że piszę to dla Was. Może kolejny post zachęci Was do ponownego odwiedzenia mojego bloga.
~*~
Tytuł: Na jawie
Pairing: Lucas x Mike (OC)
Gatunek: One Shot, Angst, Darkfik, Gen, N/C
Rating: +18
Ostrzeżenie: Pojawiają się
wulgaryzmy, krew, gwałt; Wykorzystałam fragmenty książki Stephan’a King’a pt.
„Mroczna Połowa” (i znając mnie źle dobrałam gatunek One Shota)
Tej nocy przyśnił mu się koszmar.
Mike obudził się prawie ze łzami w oczach, drżąc jak szczenię, które złapała
burza z piorunami. We śnie towarzyszył mu Lucas, chłopak którego znał z
widzenia ze szkoły, tyle że tutaj był on synem agenta nieruchomości, a nie
słynnego piłkarza. Zawsze stał tuż za plecami Mike’go. Dawał o sobie znać
jedynie jako głos. I cień. Dopiero później chłopiec uświadomił sobie co działo
się w jego śnie. Kiedy dotarł do niego sens własnych myśli, otworzył szerzej
oczy z przerażenia i zarumienił się niczym czerwone jabłuszko. Bezwiednie opadł
na jedwabną pościel.
Z tego co pamięta, Lucas jeździ
do szkoły porsche bodajże model 911. Nowiutkie auto w kolorze czerwonym, a
kiedy pada na nie światło pod odpowiednim kątem, mieni się niczym dojrzała
pomarańcza. Jednak we śnie jechali nieskazitelnie czarnym BMW. Mike uznał, że
to auto zdecydowanie bardziej pasuje do tego wysokiego blondyna. Lepiej oddaje
jego buntowniczy charakter i byt. Chłopak wyglądał by przy nim jak
najprawdziwsza gwiazda rocka.
„Idąc w kierunku domu, który
Lucas z nieznanego bliżej powodu mu demonstrował, Mike obejrzał się przez
ramię. Spodziewał zobaczyć się blondyna i w sercu poczuł strach – jak ukłucie
sopla lodu. Ale tamten znalazł się za jego drugim ramieniem (choć Mike nie miał
pojęcia, jakim cudem przemieścił się tak szybko i bezszelestnie), więc młody
basista ujrzał tylko samochód, stalowego diabła, połyskującego w promieniach słońca.
Na wysoko zawieszonym tylnym zderzaku przyklejono nalepkę z wdzięcznym acz
przerażającym napisem, który głosił: Jutra już nie będzie. Po obu jej stronach
wyrysowano trupie czaszki z piszczelami. Maska samochodu również przyozdobiona
była czaszką, lecz ta okolona została szaro-czerwonymi płomieniami.
Lucas prowadził Mike’a do jego
domu – nie tego w rodzinnym mieście lecz tego, w którym aktualnie mieszka. Za
budynkiem znajdował się ogromny, zielony las. Mike słyszał szum pobliskich
drzew. Na niewielkim trawniku tuż przed domem wbito drewnianą tabliczkę, której
treść głosiła: NA SPRZEDAŻ.
– Ładny domek, prawda? – Lucas
wyszeptał mu, szorstkim a jednocześnie pieszczotliwym głosem, wprost do ucha.
– To mój dom. – odpowiedział
pewny swego Mike.
– Mylisz się, kochanie.
Właściciel tego domu nie żyje. Zabił całą swoją rodzinę. Żonę, dzieci, a potem
samego siebie. Skończył ze sobą. Po prostu BAM, DRYG-DRYG i pa, pa. Taki już
był. I wcale nie musiałeś mu się długo przyglądać, żeby to dojrzeć. Można by
rzec, rzucało się w oczy.
Co to ma być, dowcip? – zamierzał spytać. Bardzo zależało mu na
pokazaniu Lucasowi, że się go nie boi. Zależało mu na tym, bo czuł zwierzęcy
strach paraliżujący go coraz bardziej z każdą kolejną sekundą. Ale nim
wypowiedział choćby słowo, smukła dłoń, jakby zupełnie pozbawiona linii (choć
trudno to było osądzić na pewno, ponieważ Lucas tak złożył palce, że rzucały
ruchomy cień), wychynęła znad jego ramienia i pomachała mu pękiem kluczy przed
nosem.
Nie, nie pomachała. Gdyby zrobiła
tylko tyle, Mike przemówiłby, może nawet odsunął klucz, chcąc zademonstrować w
ten sposób jak mało przerażała go ta cała sytuacja, i ten człowiek uparcie
trzymający się jego pleców. Ale ręka właściwie cisnęła mu klucze w twarz. Mike
musiał je złapać, inaczej złamały by mu nos.
Wsunął klucz w zamek frontowych
drzwi. Były zrobione z wielkiej, zdobionej leśnymi wzorami płyty dębowej, na
której wyróżniały się jedynie klamka i małe okienko ozdobione winoroślą. Klucz
obrócił się gładko. Było to dziwne ponieważ wcale nie był kluczem, a zwiniętą
struną od gitary przytwierdzoną do długiego stalowego pręta. Wszystkie pozostałe
klucze wyglądały na wytrychy używane przez włamywaczy.
Mike nacisnął klamkę, a wtedy
drzwi z twardego jak żelazo drewna popękały i skruszyły się; rozległy się
odgłosy przypominające slapping na gitarze basowej. Między deskami
prześwitywało światło. Wioną kurz. Kawałek dekoracyjnego metalu z ostrym
trzaskiem odpadł i uderzył o próg u stup Mike’a.
Mike odruchowo zrobił krok w tył
lecz dalsze wycofanie się uniemożliwiły mu silne ramiona kolegi. Lucas złapał
go w pasie i zaczął wodzić dłońmi po jego biodrach. Chłopiec mimowolnie się
wzdrygnął, ale nie odsunął. Poczuł ciepły oddech, owiewający jego szyję, a tuż
po chwili delikatne muśnięcie warg na karku. Odchylił głowę do tyłu, opierając
ją na torsie blondyna, dając mu tym samym więcej swobody. Lucas zabrał rękę z
talii chłopca i złapał jego szczękę, odwracając twarz Mike’a w swoim kierunku.
Szatyn miał nadal zamknięte oczy. Starszy chłopak pochylił się i złączył ich
usta w delikatnym niczym muśnięcie motyla pocałunku. Był niepewny i delikatny,
aby chwilę potem stać się brutalnym, można by nawet rzec wulgarnym. Blondyn
wsunął swój język pomiędzy wargi Mike’a. Błądził nim po ich wnętrzu,
sprawiając, że pod szatynem ugięły się kolana. Lucas tylko się na to uśmiechnął
i wziął go na ręce. Udał się z nim w kierunku schodów prowadzących na piętro,
wprost do pokoju Mike’a.
Chłopak pobieżnie przeleciał
wzrokiem po swoim mieszkaniu. Nie było ono już tym samym, które zna, pamięta. Było
ono w strasznym stanie. Meble leżały poprzewracane, a połamane nogi od krzeseł
walały się porozrzucane dosłownie wszędzie. Wszystkie drobiazgi takie jak
wazony, figurki czy ramki ze zdjęciami leżały potłuczone na podłodze. Ubrania i
inne szmaty nie do rozpoznania zostały przesunięte pod ściany, a na środku
pokoju stała duża misa pełna wody. W oknach wisiały podarte firanki z
widocznymi śladami pożaru. Aż żal serce ściskał na ten widok. Mike nie mogąc na
to patrzeć schował głowę w zagłębieniu szyi blondyna. Z jego oczu popłynęły
delikatne, perłowe łezki.
Kiedy znaleźli się w pokoju
szatyna, Lucas podszedł do łóżka i położył na nim chłopca. Mike nie wiedząc co
ma o tym wszystkim myśleć, bał się nawet poruszyć. Leżał dokładnie tak jak
zostawił go blondyn. Starszy przysunął się do niego i złapał go boleśnie za nadgarstki. Sprawnym
ruchem przykuł najpierw jedną, a następnie drugą rękę chłopca do ramy łóżka
kajdankami, które wyciągnął nie wiadomo skąd. Mike zacisnął powieki w obawie
przed tym co mógłby teraz zobaczyć. Lucas odsunął się od niego i wyjął z tylnej
kieszeni przepaskę. Zasłonił nią oczy chłopca. Teraz był on zdany na jego
łaskę. Szatyn bał się. Bał się tego co może nastąpić.
Blondyn spojrzał z podziwem na
swoje dzieło aby po chwili usiąść między jego nogami i srebrnym sztyletem
rozciąć jego koszulkę. Jego oczom ukazała się alabastrowa, niemalże
przypominająca porcelanę, skóra. Chłoną każdy kawałek klatki piersiowej, która
teraz poruszała się w nierównomiernym tempie.
Przejechał dłonią po jego ciele, na co tamten zadrżał. Z podniecenia i
ze strachu. Nachylił się i wziął między wargi sutek chłopca na zmianę go ssąc
to boleśnie podgryzając. Nie było w tym nic przyjemnego. Mike zaczął wierzgać
nogami, starając się odsunąć od siebie natrętne usta blondyna. Nic mu to jednak
nie dało ponieważ chłopak ponownie sięgnął jego rozchylonych ust. Jego ręka
powędrowała w kierunku krocza ofiary i zaczęła je masować. Szatyn błagał w
myślach aby ten przestał, aby zostawił jego ciało w spokoju – ponieważ jego
usta uniemożliwiały mu wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa sprzeciwu. Ciało
Mike’a powoli zaczęło reagować na pieszczoty Lucasa, za co ten pluł sobie w
brodę. Czemu jego własne ciało postanowiło zdradzić go właśnie teraz? Blondyn
wsunął swoją smukłą dłoń pod bokserki chłopca i zaczął masować jego męskość.
Z ust szatyna dało się słyszeć ciuchutki
jęk, jednak nie tak cichy by nie usłyszał go starszy chłopak. Lucas oblizał
lubieżnie wargi i dosłownie zaczął pożerać wzrokiem leżące pod nim ciałko.
Ponownie wpił się w jego usta i nie przerywając pocałunku zsunął z niego
spodnie wraz z bielizną. Leżał teraz przed nim takim, jakim stworzyła go natura
– zupełnie nagi.
– Śliczny… – szepnął blondyn.
Mike był tak zawstydzony całą tą
sytuacją, że nie odezwał się ani słówkiem. Lukas sięgnął jego przyrodzenia i
zaczął powoli mu obciągać. Delikatne ruchy ręki, w górę i w dół, przyprowadzały
chłopca o dreszcze. Chłopak miał jednak co do niego inne plany, o czym ten miał
się dopiero przekonać.
– Wiesz co dokładnie stało się z
rodziną, która tutaj mieszkała? – szepnął mu wprost do ucha aby zaraz je
polizać. – Opowiem ci. Opowiem ci wszystko w każdym, nawet najdrobniejszym,
szczególe. – Szatyn zadrżał. Czemu on chce opowiadać mu to właśnie teraz?! – Kiedy
wszedłem do tego mieszkania nikt nie zauważył nawet mojej obecności. Każdy był
zajęty sobą i czynnością, którą aktualnie wykonywał. Nikt nie spodziewał się
tego co miało za chwilę nastąpić. Niepostrzeżenie udałem się do biblioteki
gdzie siedział on – głowa rodziny. Powoli do niego podszedłem i wyciągnąwszy
wcześniej sztylet z buta, przyłożyłem mu go do gardła. Jedno szybkie ciecie i
czerwona posoka trysnęła na mą dłoń. Nie zdążył nawet na mnie spojrzeć, martwy
osunął się na podłogę. – Chłopca sparaliżował strach.
– Nie! Ja nie chce tego słuchać! Przecież mówił, że to ten mężczyzna
wszystkich pozabijał! – Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. – P-po co mi to
mówisz? Proszę, przestań… Błagam!
– Ciii… jeszcze nie skończyłem… –
Ponownie szepnął. – Następnie udałem się do pokoju obok gdzie stało łóżeczko.
Dziecięce łóżeczko, a w nim mała, śpiąca istotka. Zupełnie nieświadoma tego co
się wydarzy. Przykucnąłem przy nim i pogłaskałem małą po policzku. Ta wtuliła
się w ma rękę tak ufnie… Jej błąd. Wziąłem ją na ręce i jednym płynnym ruchem
skręciłem jej kark. Nie wydała z siebie jednego, choćby najmniejszego dźwięku.
Położyłem martwe ciałko tego uroczego stworzonka z powrotem na miejsce i
przykryłem kocykiem, zupełnie jakby zasnęła. Owszem, zasnęła snem wiecznym.
Lukas opowiadając to Mike’owi nie
zaprzestawał go stymulować. Chłopiec był w szoku. Nie chciał tego słuchać, ale
mimo jego próśb ten nie przestawał opowiadać. Był wściekły na swoje ciało, że
reagowało akurat teraz na tak specyficzny dotyk. Do cholery! Przecież on
właśnie opowiada mu jak zabijał. Jak zabijał jego rodzinę! – co do tego nie
miał wątpliwości. Czemu?! Czy podnieca go fakt, że blondyn właśnie go pieści
czy to, że opowiada mu coś takiego, w takim momencie…? Nie, to jest…
Niedorzeczne! Tak nie może być. Mike próbował uciec przed jego dotykiem i na
próbie się skończyło. Nie miał szans.
– A ty dokąd? Ja jeszcze nie
skończyłem. – Powiedział nieco groźniejszym tonem na co chłopak zastygł w
bezruchu. – A teraz powiem Ci co się stało z nią – panią domu. Ona była w
kuchni, nieświadoma tego, że jej ukochany mąż i córeczka już nie żyją.
Szykowała właśnie obiad. Była piękną kobietą, ale zupełnie mnie nie podniecała…
Podszedłem do niej od tyłu i precyzyjnie wbiłem jej nóż w plecy, trafiając
prosto w kręgosłup. Opadła bezwładnie na podłogę. Próbowała jeszcze spojrzeć mi
prosto w oczy. Niestety, spojrzały na mnie oczy pozbawione już życia, z niemym
pytaniem „dlaczego”? – Lucas czuł jak ciało szatyna reaguje na jego dotyk.
Ponownie złączył ich usta w mocnym pocałunku. Mike brzydził się, brzydził się
tego czego się o nim dowiedział. Brzydził się jego i tego dotyku. Brzydził się
swojego ciała! – W pewnym momencie zauważyłem w rogu kuchni małego,
brązowowłosego chłopca. Wyglądał jak ty. W jego spojrzeniu wyczytałem nieme
pytanie, zupełnie jak w oczach jego matki. Ruszyłem w jego kierunku. Cofnął się
do tyłu i uciekł na górę. Fatalny błąd. Mógł uciec w stronę drzwi, ale wybrał
swój pokój. Od razu spisał się na straty. Lecz ja postanowiłem go oszczędzić,
na razie. Przed przyjemnością jaką niewątpliwie sprawiło by mi wbicie w to
młode ciałko sztyletu, postanowiłem się… zabawić.
W tym właśnie momencie ciało
Mike’a wygięło się w łuk, a on sam jęknął z rozkoszy. Jego nasienie obficie
wylało się na dłoń Lucasa. Tamten jak gdyby nigdy nic usadowił się między jego
nogami. Zsunął z siebie spodnie wraz z bielizną i jednym, płynnym lecz
brutalnym ruchem znalazł się w jego ciasnym wnętrzu. Po pokoju rozniósł się
krzyk przepełniony bólem. Z oczu szatyna poleciały obficie kryształowe łzy,
mocząc jego policzki by po chwili zniknąć w strzępach jego koszulki. Ból był
nie do zniesienia, a do tego blondyn zaczął się od razu w nim poruszać, nie
dając szans na przyzwyczajenie się do tego nowego, nieprzyjemnego uczucia.
– Uh, jesteś taki ciasny! Nim
zdążył dobiec do pokoju… złapałem go w swoje objęcia. – Kontynuował swoje
opowiadanie. – Bez zbędnych czułości... Oh!, zacząłem pozbawiać go ubrania. Już
po chwili stał przede mną… nagi i zapłakany. Zupełnie jak ty teraz. Błagał… bym
nic mu nie robił, bym zostawił go… w spokoju. Lecz ja go nie słuchałem.
Pchnąłem go na łóżko… Tak, właśnie to łóżko. Sam zdążyłem już zdjąć spodnie. Powoli
podszedłem do tego młodego, trzęsącego się ze strachu ciałka. Cholera! Tak
bardzo mnie to podniecało… – Lucas mówił spokojnie, zupełnie jakby wymieniał
kolory, ale po jego twarzy błąkał się szaleńczy uśmiech. Nadal gwałcił chłopca,
chłopca zalanego łzami i krwią. – Podszedłem do niego… i odwracając go na
brzuch, brutalnie w niego wszedłem. Gwałciłem go tak… uh, gwałciłem go tak
przez kolejne kilkanaście godzin. Przez cały czas płakał. Błagał bym przestał…
Rzucał się. Ale po jakimś czasie przestał, będąc kompletnie wykończonym
zaczynał omdlewać. Kiedy już mi się to znudziło… – Pochylił się i polizał
szatyna po szyi. – Sięgnąłem po nóż i zacząłem… wycinać mu krwawe ślady na
plecach, pośladkach, brzuchu… omijając twarz. Jednak przetarłem po jego policzku
zakrwawioną dłonią… ponieważ bardzo chciałem zobaczyć jak wyglądają łzy
zmieszane z krwią. Jego krzyki bólu były dla mnie jak najpiękniejsza muzyka!
Koiły moje skołatane nerwy.
Mike nie wytrzymał. Zaczął płakać
jak małe dziecko. Tego było dla niego zbyt wiele. Czuł się wykorzystany,
zgwałcony, zbrukany… znów. Czuł się teraz jak zwykła dziwka, a nie ofiara,
ponieważ przyszedł tutaj sam, z własnej woli. Do tego jeszcze ten psychopata
opowiada mu jak zabił jego rodziców, młodszą siostrzyczkę i… i jak go gwałcił
przed laty. Lecz tego ostatniego nie trzeba było mu opowiadać. Doskonale to
pamiętał. Wiedział jak to jest. Błagał w myślach aby to wszystko się skończyło.
– Błagam… N-nie. B-błagam… Nie,
nie… – Ledwo mógł wypowiedzieć te słowa.
– O co mnie błagasz? O to bym
dalej nie opowiadał tak dobrze znanej ci opowieści czy o to, abym przestał cię
już rżnąć? – blondyn zaśmiał się. – Dobrze wiesz, że nie zrobię ani tego ani
tego, kochanie. – Ponownie zaczął poruszać dłonią po członku szatyna. Ciało
chłopca na nowo zaczęło reagować na ten jakże bolesny dotyk. – Kiedy
wiedziałem, że nic mi już po nim… sięgnąłem po sztylet i, jak mi się zdawało,
wbiłem go prosto w serce. Z jego ust zaczęła się sączyć szkarłatna posoka.
Zacząłem ją zachłannie zlizywać… – W tym momencie pochylił się i polizał
zakrwawione wargi Mike’a, które od dłuższego czasu były przez chłopaka
zagryzane. – Jeszcze chwilę się poszarpał by za chwilę lec bezwładnie w moich
ramionach. Trzymałem tak przez chwilę jego martwe ciało… O kurwa! Ty nadal
jesteś tak cholernie ciasny jak wtedy! Uh…
Kiedy w końcu spojrzałem na jego bladą twarz… ujrzałem na niej nikły
uśmiech. Ułożyłem go delikatnie na łóżku… i przykryłem tą jedwabną pościelą. W
przeciwieństwie do reszty rodziny, do niego miałem szacunek. W końcu dał mi
tyle rozkoszy! A ja tak po prostu go zabiłem…
– Po chwili ciszy jaka nastąpiła dało się usłyszeć siarczyste
przekleństwo poprzedzone krótkim sapnięciem. W tym momencie Lucas spuścił się
do poranionego wnętrza szatyna. Chłopak czuł jak wypełnia go gorące nasienie
jego oprawcy. Zrobiło mu się naprawdę niedobrze.
Blondyn sięgnął do poduszki
leżącej nieopodal. Zsunął z oczu swojej ofiary przepaskę. Mike zamrugał
parokrotnie i ledwo uniósłszy głowę ujrzał zło wcielone, ukryte w ciele
pięknego anioła. Anioła zagłady, który właśnie brutalnie go zgwałcił. Drugą
rzeczą jaką ujrzał był oślepiający błysk, odbijający się od srebrnego ostrza.
– Pora w końcu skończyć to co
zacząłem przed laty…”
Mike nadal leżał zawinięty w
pościeli próbując się jakoś uspokoić. To
tylko koszmar. Moi rodzice przecież żyją! Mnie nikt nigdy nie zgwałcił. To
tylko zwykły koszmar! – Powtarzał sobie chcąc się w końcu uspokoić.
Przewrócił się na drugi bok próbując zasnąć. Niestety wyglądało na to, że tej
nocy już nie zaśnie. Jego spojrzenie spoczęło na gitarze basowej. Tak bardzo lubi na niej
grać. Miał już dosyć tej bezradności, postanowił się przewietrzyć. Podszedł do
drzwi od balkonu i uchylił je. Zmroziło go. Pod jego domem stało czerwone
porsche…