Uwaga! Blog zawiera treści przeznaczone dla osób, które ukończyły (co najmniej) 16 rok życia! Strona zawiera opowiadania z dokładnym opisem męsko-męskiego seksu, tak więc przeglądasz ją na własną odpowiedzialność. Blog przeniesiony z shuunaka-yaoi.blog.onet.pl

poniedziałek, 28 stycznia 2013

One Shot: Rocznica


Szara Strefa, przez Boga zapomniana... czyli tam gdzie diabeł mówi dobranoc.

Na wstępie chciałabym przywitać Cherrylle, Yuu i Katahashi. Dzięki kochane za komentarze i za to, że jesteście ;* Oczywiście będę powiadamiać o nowych notkach, każdego kto o to poprosi.

Serdecznie zapraszam na BLOGA Asaneko.

~*~

Tytuł: Rocznica
Pairing: Kakuzu x Hidan
Gatunek: One Shot, Fanfiction, AU 
Rating: +18
Ostrzeżenie:  

Po raz ostatni rozejrzał się po pomieszczeniu. Wszystko jest tak jak być powinno. Świeczki różnej wielkości pozapalane i porozstawiane na półkach. Płatki sakury porozsypywane na podłodze od drzwi wejściowych poprzez meble, na łóżku w ich sypialni skończywszy. Podszedł do stolika i wlał odrobinę zapachowego olejku do podgrzewacza. Po pokoju rozniósł się przyjemny, różany zapach. Zasłonił okna ciemnymi firankami tak, aby w pomieszczeniu panował półmrok. Idealne warunki na uczczenie drugiej rocznicy ich związku. Tak, on i Kakuzu byli parą od dwóch lat i to właśnie tego dnia przypada rocznica kiedy to się poznali. Pamięta jakby to było wczoraj.

„Niemalże biegł ulicą obładowany stosem dokumentów i innych notatek potrzebnych mu na zajęcia. Był już spóźniony, a musiał jak najszybciej dostać się na uczelnię. Jako student pierwszego roku kulturoznawstwa to właśnie tego dnia miał przedstawić swój referat na temat mniej znanych religii panujących w Japonii. Tematem jego pracy byli wyznawcy religii Jashin ("Bóg Zła"), która oddaje cześć bóstwu o tym samym imieniu, i która mówi, że wszystkie czyny poza kompletnym zniszczeniem są grzechem. Kiedy tak biegł, poczuł, że na kogoś wpadł. Odbił się od owego "ktosia" i upadł na ziemie boleśnie obijając swoje cztery litery. Ze złością wymalowaną na twarzy spojrzał na przyczynę swojego upadku i zaniemówił. Tuż przed nim stał wysoki brunet z włosami sięgającymi ramion. Zupełnie jak jego. Ku jego zdziwieniu pomógł mu wstać i pozbierać wszystkie notatki. Jeszcze tylko przeprosił i w ramach rekompensaty zaprosił go na kawę. Ten urzeczony pięknem mężczyzny od razu się zgodził i dał swój numer telefonu. Następnie pobiegł w kierunku uczelni."

Na samo wspomnienie tego dnia uśmiechnął się mimowolnie. Ostatni raz spojrzał na zegarek. Było kwadrans po drugiej. Za parę chwil jego ukochany stanie w progu ich wspólnego mieszkania. Udał się do łazienki, aby odpowiednio się przygotować do świętowania. Zdjął z siebie ubranie. Trochę  się odświeżył i natarł ciało przyjemnie pachnącym balsamem. Sięgnął po czerwoną wstążkę i zawiązał ją sobie dookoła szyi. Przejrzał się w lustrze i z powrotem wrócił do sypialni. Nie musiał długo czekać na powrót swojego kochanka.

- Kochanie, wróciłem! - Dało się słyszeć melodyjny głos dochodzący z parteru. - Kochanie? Gdzie jesteś?

I znowu odpowiedziała mu cisza. Zaniepokojony tym faktem udał się do sypialni. To co zobaczył kompletnie go zamurowało, ale już po chwili szeroko się uśmiechnął.

- Witaj skarbie.
- Niespodzianka.
- Widzę...
- Nie rozpakujesz? - Hidan spytał z udawaną przykrością.
- Wybacz, ale chcę się jeszcze nacieszyć widokami.

Kakuzu jeszcze przez chwilę patrzył na swojego chłopaka z pożądaniem wymalowanym na twarzy. Oblizał się lubieżnie i wolnym krokiem ruszył w kierunku białowłosego. Obszedł dookoła fotel, na którym siedział jego kochanek i już po chwili wlazł mu na kolana. Wpił się w jego usta. Całowali się długo i namiętnie dopóki obu nie zabrakło tchu. Oderwali się od siebie i spojrzeli głęboko w oczy. Nikt nie musiał nic mówić. Obaj wiedzieli, że niesamowicie się kochają i zrobią dla siebie wszystko. Kakuzu wziął go na ręce i podszedł do ogromnego, dwuosobowego łóżka obsypanego płatkami wiśni. Delikatnie ułożył na nim chłopaka i ponownie wpił się w jego usta. Wolną ręką odwiązał wstążeczkę z jego szyi aby po chwili zjechać na nią i obdarowywać ją delikatnymi, niczym muśnięcie motyla, pocałunkami. Hidan mruczał z przyjemności i wplątał swoją dłoń we włosy bruneta, aby przyciągnąć go jeszcze bliżej. Dłonie kierownika banku błądziły po nagim ciele białowłosego doprowadzając go tym samym do nieziemskiej rozkoszy. Jednakże usilnie omijały jedno bardzo czułe na dotyk miejsce. Z ust Hidana dało się słyszeć ciche jęki i westchnienia, a te coraz bardziej pobudzały bruneta.

- Błagam... Pozwól, pozwól mi osiągnąć spełnienie... - wyskamlał podniecony do granic możliwości chłopak. 

Czarnowłosy przejechał nosem po obojczyku kochanka i zjeżdżał pocałunkami coraz niżej. Gdy dotarł do pępka zaczął zarysowywać językiem wokół niego kółeczka. Po chwili z powrotem przeniósł pocałunki na jego tors. Wziął jeden z sutków to ust i począł go delikatnie ssać, drugą ręką natomiast gładził jego spragnione dotyku biodra. Kiedy uznał, że Hidan jest wystarczająco rozgrzany ukucnął między jego nogami. Patrząc mu prosto w oczy wziął jego męskość do ust i zaczął go delikatnie pieścić językiem. Po pomieszczeniu rozległ się jęk zaskoczenia jak i przyjemności. Fioletowooki wił się pod swoim kochankiem z przyjemności jaką ten zgodził się mu ofiarować. Czując jak usta Kakuzu pieszczą jego, pobudzoną do granic możliwości erekcję, nie wytrzymał i spuścił się mu wprost do ust. Brunet połknął wszystko bez słowa sprzeciwu. Oblizał jeszcze tylko wargi i pozwolił rozebrać się smukłym dłoniom Hidana. Kiedy siedział przed nim tak jak go Pan Bóg stworzył, poczuł mokre pocałunki na swoim torsie. Białowłosy wodził językiem po jego klatce piersiowej doprowadzając go tym samym do obłędu. Nie mógł już pohamować swojej żądzy. Wiedział, że chłopak mu to daruje nawet jeśli trochę pomarudzi. Do wieczora jeszcze daleko, a i długa noc przed nimi tak więc na czułości przyjdzie jeszcze czas. Brunet popchnął kochanka na łóżko i kiedy uniósł jego nogę do góry, szybko znalazł się w już rozgrzanym wnętrzu. Z ust Hidana wymknął się krzyk zaraz stłumiony przez brutalny pocałunek. Całowali się dość drapieżnie, można by nawet powiedzieć, wulgarnie. Zaczął się w nim od razu poruszać. Już po chwili jego uszy były pieszczone niebiańską muzyką jaką były jęki, westchnienia i prośby o więcej. On nie będąc dłużnym dawał swojemu chłopakowi to, o co prosił. Jego ręka powędrowała na członek białowłosego i zaczęła poruszać się w rytm pchnięć. Kakuzu czując, że zbliża się spełnienie, zwolnił ruchy bioder chcąc przedłużyć tą chwilę w nieskończoność.  Nie trwało to długo, ponieważ po chwili doprowadził Hidana pod same bramy niebios, a kiedy sam osiągnął szczyt, wypełniając wnętrze kochanka swoim nasieniem, sprawił iż tamten definitywnie unosił się tak wysoko, jak drugi mężczyzna. Powoli z niego wyszedł i opadł zmęczony tuż obok swojego chłopaka. Ponownie złączył ich usta w pocałunku. W tym samym momencie wymówili dwa krótkie słowa jednakże tak wiele znaczące.

- Kocham Cię.

środa, 23 stycznia 2013

One Shot: Na jawie


Szara strefa, przez Boga zapomniana... czyli tam gdzie Diabeł mówi dobranoc.

Jak widać do tej pory nie zajrzało tutaj za wiele osób, a skomentowało jeszcze mniej ;) Powiem tylko, że będzie mi miło wiedzieć co sądzicie o moich wypocinach no i na pewno sprawi, że będę miała większą przyjemność z pisania ze świadomością, że piszę to dla Was. Może kolejny post zachęci Was do ponownego odwiedzenia mojego bloga. 

~*~

Tytuł: Na jawie
Pairing: Lucas x Mike (OC)
Gatunek: One Shot, Angst, Darkfik, Gen, N/C
Rating: +18
Ostrzeżenie: Pojawiają się wulgaryzmy, krew, gwałt; Wykorzystałam fragmenty książki Stephan’a King’a pt. „Mroczna Połowa” (i znając mnie źle dobrałam gatunek One Shota)

Tej nocy przyśnił mu się koszmar. Mike obudził się prawie ze łzami w oczach, drżąc jak szczenię, które złapała burza z piorunami. We śnie towarzyszył mu Lucas, chłopak którego znał z widzenia ze szkoły, tyle że tutaj był on synem agenta nieruchomości, a nie słynnego piłkarza. Zawsze stał tuż za plecami Mike’go. Dawał o sobie znać jedynie jako głos. I cień. Dopiero później chłopiec uświadomił sobie co działo się w jego śnie. Kiedy dotarł do niego sens własnych myśli, otworzył szerzej oczy z przerażenia i zarumienił się niczym czerwone jabłuszko. Bezwiednie opadł na jedwabną pościel.

Z tego co pamięta, Lucas jeździ do szkoły porsche bodajże model 911. Nowiutkie auto w kolorze czerwonym, a kiedy pada na nie światło pod odpowiednim kątem, mieni się niczym dojrzała pomarańcza. Jednak we śnie jechali nieskazitelnie czarnym BMW. Mike uznał, że to auto zdecydowanie bardziej pasuje do tego wysokiego blondyna. Lepiej oddaje jego buntowniczy charakter i byt. Chłopak wyglądał by przy nim jak najprawdziwsza gwiazda rocka.

„Idąc w kierunku domu, który Lucas z nieznanego bliżej powodu mu demonstrował, Mike obejrzał się przez ramię. Spodziewał zobaczyć się blondyna i w sercu poczuł strach – jak ukłucie sopla lodu. Ale tamten znalazł się za jego drugim ramieniem (choć Mike nie miał pojęcia, jakim cudem przemieścił się tak szybko i bezszelestnie), więc młody basista ujrzał tylko samochód, stalowego diabła, połyskującego w promieniach słońca. Na wysoko zawieszonym tylnym zderzaku przyklejono nalepkę z wdzięcznym acz przerażającym napisem, który głosił: Jutra już nie będzie. Po obu jej stronach wyrysowano trupie czaszki z piszczelami. Maska samochodu również przyozdobiona była czaszką, lecz ta okolona została szaro-czerwonymi płomieniami.

Lucas prowadził Mike’a do jego domu – nie tego w rodzinnym mieście lecz tego, w którym aktualnie mieszka. Za budynkiem znajdował się ogromny, zielony las. Mike słyszał szum pobliskich drzew. Na niewielkim trawniku tuż przed domem wbito drewnianą tabliczkę, której treść głosiła: NA SPRZEDAŻ.

– Ładny domek, prawda? – Lucas wyszeptał mu, szorstkim a jednocześnie pieszczotliwym głosem, wprost do ucha.
– To mój dom. – odpowiedział pewny swego Mike.
– Mylisz się, kochanie. Właściciel tego domu nie żyje. Zabił całą swoją rodzinę. Żonę, dzieci, a potem samego siebie. Skończył ze sobą. Po prostu BAM, DRYG-DRYG i pa, pa. Taki już był. I wcale nie musiałeś mu się długo przyglądać, żeby to dojrzeć. Można by rzec, rzucało się w oczy.

Co to ma być, dowcip? – zamierzał spytać. Bardzo zależało mu na pokazaniu Lucasowi, że się go nie boi. Zależało mu na tym, bo czuł zwierzęcy strach paraliżujący go coraz bardziej z każdą kolejną sekundą. Ale nim wypowiedział choćby słowo, smukła dłoń, jakby zupełnie pozbawiona linii (choć trudno to było osądzić na pewno, ponieważ Lucas tak złożył palce, że rzucały ruchomy cień), wychynęła znad jego ramienia i pomachała mu pękiem kluczy przed nosem.

Nie, nie pomachała. Gdyby zrobiła tylko tyle, Mike przemówiłby, może nawet odsunął klucz, chcąc zademonstrować w ten sposób jak mało przerażała go ta cała sytuacja, i ten człowiek uparcie trzymający się jego pleców. Ale ręka właściwie cisnęła mu klucze w twarz. Mike musiał je złapać, inaczej złamały by mu nos.

Wsunął klucz w zamek frontowych drzwi. Były zrobione z wielkiej, zdobionej leśnymi wzorami płyty dębowej, na której wyróżniały się jedynie klamka i małe okienko ozdobione winoroślą. Klucz obrócił się gładko. Było to dziwne ponieważ wcale nie był kluczem, a zwiniętą struną od gitary przytwierdzoną do długiego stalowego pręta. Wszystkie pozostałe klucze wyglądały na wytrychy używane przez włamywaczy.

Mike nacisnął klamkę, a wtedy drzwi z twardego jak żelazo drewna popękały i skruszyły się; rozległy się odgłosy przypominające slapping na gitarze basowej. Między deskami prześwitywało światło. Wioną kurz. Kawałek dekoracyjnego metalu z ostrym trzaskiem odpadł i uderzył o próg u stup Mike’a.

Mike odruchowo zrobił krok w tył lecz dalsze wycofanie się uniemożliwiły mu silne ramiona kolegi. Lucas złapał go w pasie i zaczął wodzić dłońmi po jego biodrach. Chłopiec mimowolnie się wzdrygnął, ale nie odsunął. Poczuł ciepły oddech, owiewający jego szyję, a tuż po chwili delikatne muśnięcie warg na karku. Odchylił głowę do tyłu, opierając ją na torsie blondyna, dając mu tym samym więcej swobody. Lucas zabrał rękę z talii chłopca i złapał jego szczękę, odwracając twarz Mike’a w swoim kierunku. Szatyn miał nadal zamknięte oczy. Starszy chłopak pochylił się i złączył ich usta w delikatnym niczym muśnięcie motyla pocałunku. Był niepewny i delikatny, aby chwilę potem stać się brutalnym, można by nawet rzec wulgarnym. Blondyn wsunął swój język pomiędzy wargi Mike’a. Błądził nim po ich wnętrzu, sprawiając, że pod szatynem ugięły się kolana. Lucas tylko się na to uśmiechnął i wziął go na ręce. Udał się z nim w kierunku schodów prowadzących na piętro, wprost do pokoju Mike’a.

Chłopak pobieżnie przeleciał wzrokiem po swoim mieszkaniu. Nie było ono już tym samym, które zna, pamięta. Było ono w strasznym stanie. Meble leżały poprzewracane, a połamane nogi od krzeseł walały się porozrzucane dosłownie wszędzie. Wszystkie drobiazgi takie jak wazony, figurki czy ramki ze zdjęciami leżały potłuczone na podłodze. Ubrania i inne szmaty nie do rozpoznania zostały przesunięte pod ściany, a na środku pokoju stała duża misa pełna wody. W oknach wisiały podarte firanki z widocznymi śladami pożaru. Aż żal serce ściskał na ten widok. Mike nie mogąc na to patrzeć schował głowę w zagłębieniu szyi blondyna. Z jego oczu popłynęły delikatne, perłowe łezki.

Kiedy znaleźli się w pokoju szatyna, Lucas podszedł do łóżka i położył na nim chłopca. Mike nie wiedząc co ma o tym wszystkim myśleć, bał się nawet poruszyć. Leżał dokładnie tak jak zostawił go blondyn. Starszy przysunął się do niego i  złapał go boleśnie za nadgarstki. Sprawnym ruchem przykuł najpierw jedną, a następnie drugą rękę chłopca do ramy łóżka kajdankami, które wyciągnął nie wiadomo skąd. Mike zacisnął powieki w obawie przed tym co mógłby teraz zobaczyć. Lucas odsunął się od niego i wyjął z tylnej kieszeni przepaskę. Zasłonił nią oczy chłopca. Teraz był on zdany na jego łaskę. Szatyn bał się. Bał się tego co może nastąpić.

Blondyn spojrzał z podziwem na swoje dzieło aby po chwili usiąść między jego nogami i srebrnym sztyletem rozciąć jego koszulkę. Jego oczom ukazała się alabastrowa, niemalże przypominająca porcelanę, skóra. Chłoną każdy kawałek klatki piersiowej, która teraz poruszała się w nierównomiernym tempie.  Przejechał dłonią po jego ciele, na co tamten zadrżał. Z podniecenia i ze strachu. Nachylił się i wziął między wargi sutek chłopca na zmianę go ssąc to boleśnie podgryzając. Nie było w tym nic przyjemnego. Mike zaczął wierzgać nogami, starając się odsunąć od siebie natrętne usta blondyna. Nic mu to jednak nie dało ponieważ chłopak ponownie sięgnął jego rozchylonych ust. Jego ręka powędrowała w kierunku krocza ofiary i zaczęła je masować. Szatyn błagał w myślach aby ten przestał, aby zostawił jego ciało w spokoju – ponieważ jego usta uniemożliwiały mu wypowiedzenie jakiegokolwiek słowa sprzeciwu. Ciało Mike’a powoli zaczęło reagować na pieszczoty Lucasa, za co ten pluł sobie w brodę. Czemu jego własne ciało postanowiło zdradzić go właśnie teraz? Blondyn wsunął swoją smukłą dłoń pod bokserki chłopca i zaczął masować jego męskość. Z  ust szatyna dało się słyszeć ciuchutki jęk, jednak nie tak cichy by nie usłyszał go starszy chłopak. Lucas oblizał lubieżnie wargi i dosłownie zaczął pożerać wzrokiem leżące pod nim ciałko. Ponownie wpił się w jego usta i nie przerywając pocałunku zsunął z niego spodnie wraz z bielizną. Leżał teraz przed nim takim, jakim stworzyła go natura – zupełnie nagi.

– Śliczny… – szepnął blondyn.

Mike był tak zawstydzony całą tą sytuacją, że nie odezwał się ani słówkiem. Lukas sięgnął jego przyrodzenia i zaczął powoli mu obciągać. Delikatne ruchy ręki, w górę i w dół, przyprowadzały chłopca o dreszcze. Chłopak miał jednak co do niego inne plany, o czym ten miał się dopiero przekonać.

– Wiesz co dokładnie stało się z rodziną, która tutaj mieszkała? – szepnął mu wprost do ucha aby zaraz je polizać. – Opowiem ci. Opowiem ci wszystko w każdym, nawet najdrobniejszym, szczególe. – Szatyn zadrżał. Czemu on chce opowiadać mu to właśnie teraz?! – Kiedy wszedłem do tego mieszkania nikt nie zauważył nawet mojej obecności. Każdy był zajęty sobą i czynnością, którą aktualnie wykonywał. Nikt nie spodziewał się tego co miało za chwilę nastąpić. Niepostrzeżenie udałem się do biblioteki gdzie siedział on – głowa rodziny. Powoli do niego podszedłem i wyciągnąwszy wcześniej sztylet z buta, przyłożyłem mu go do gardła. Jedno szybkie ciecie i czerwona posoka trysnęła na mą dłoń. Nie zdążył nawet na mnie spojrzeć, martwy osunął się na podłogę. – Chłopca sparaliżował strach.

Nie! Ja nie chce tego słuchać! Przecież mówił, że to ten mężczyzna wszystkich pozabijał! – Nie mógł uwierzyć w to co usłyszał. – P-po co mi to mówisz? Proszę, przestań… Błagam!
– Ciii… jeszcze nie skończyłem… – Ponownie szepnął. – Następnie udałem się do pokoju obok gdzie stało łóżeczko. Dziecięce łóżeczko, a w nim mała, śpiąca istotka. Zupełnie nieświadoma tego co się wydarzy. Przykucnąłem przy nim i pogłaskałem małą po policzku. Ta wtuliła się w ma rękę tak ufnie… Jej błąd. Wziąłem ją na ręce i jednym płynnym ruchem skręciłem jej kark. Nie wydała z siebie jednego, choćby najmniejszego dźwięku. Położyłem martwe ciałko tego uroczego stworzonka z powrotem na miejsce i przykryłem kocykiem, zupełnie jakby zasnęła. Owszem, zasnęła snem wiecznym.

Lukas opowiadając to Mike’owi nie zaprzestawał go stymulować. Chłopiec był w szoku. Nie chciał tego słuchać, ale mimo jego próśb ten nie przestawał opowiadać. Był wściekły na swoje ciało, że reagowało akurat teraz na tak specyficzny dotyk. Do cholery! Przecież on właśnie opowiada mu jak zabijał. Jak zabijał jego rodzinę! – co do tego nie miał wątpliwości. Czemu?! Czy podnieca go fakt, że blondyn właśnie go pieści czy to, że opowiada mu coś takiego, w takim momencie…? Nie, to jest… Niedorzeczne! Tak nie może być. Mike próbował uciec przed jego dotykiem i na próbie się skończyło. Nie miał szans.

– A ty dokąd? Ja jeszcze nie skończyłem. – Powiedział nieco groźniejszym tonem na co chłopak zastygł w bezruchu. – A teraz powiem Ci co się stało z nią – panią domu. Ona była w kuchni, nieświadoma tego, że jej ukochany mąż i córeczka już nie żyją. Szykowała właśnie obiad. Była piękną kobietą, ale zupełnie mnie nie podniecała… Podszedłem do niej od tyłu i precyzyjnie wbiłem jej nóż w plecy, trafiając prosto w kręgosłup. Opadła bezwładnie na podłogę. Próbowała jeszcze spojrzeć mi prosto w oczy. Niestety, spojrzały na mnie oczy pozbawione już życia, z niemym pytaniem „dlaczego”? – Lucas czuł jak ciało szatyna reaguje na jego dotyk. Ponownie złączył ich usta w mocnym pocałunku. Mike brzydził się, brzydził się tego czego się o nim dowiedział. Brzydził się jego i tego dotyku. Brzydził się swojego ciała! – W pewnym momencie zauważyłem w rogu kuchni małego, brązowowłosego chłopca. Wyglądał jak ty. W jego spojrzeniu wyczytałem nieme pytanie, zupełnie jak w oczach jego matki. Ruszyłem w jego kierunku. Cofnął się do tyłu i uciekł na górę. Fatalny błąd. Mógł uciec w stronę drzwi, ale wybrał swój pokój. Od razu spisał się na straty. Lecz ja postanowiłem go oszczędzić, na razie. Przed przyjemnością jaką niewątpliwie sprawiło by mi wbicie w to młode ciałko sztyletu, postanowiłem się… zabawić.

W tym właśnie momencie ciało Mike’a wygięło się w łuk, a on sam jęknął z rozkoszy. Jego nasienie obficie wylało się na dłoń Lucasa. Tamten jak gdyby nigdy nic usadowił się między jego nogami. Zsunął z siebie spodnie wraz z bielizną i jednym, płynnym lecz brutalnym ruchem znalazł się w jego ciasnym wnętrzu. Po pokoju rozniósł się krzyk przepełniony bólem. Z oczu szatyna poleciały obficie kryształowe łzy, mocząc jego policzki by po chwili zniknąć w strzępach jego koszulki. Ból był nie do zniesienia, a do tego blondyn zaczął się od razu w nim poruszać, nie dając szans na przyzwyczajenie się do tego nowego, nieprzyjemnego uczucia.

– Uh, jesteś taki ciasny! Nim zdążył dobiec do pokoju… złapałem go w swoje objęcia. – Kontynuował swoje opowiadanie. – Bez zbędnych czułości... Oh!, zacząłem pozbawiać go ubrania. Już po chwili stał przede mną… nagi i zapłakany. Zupełnie jak ty teraz. Błagał… bym nic mu nie robił, bym zostawił go… w spokoju. Lecz ja go nie słuchałem. Pchnąłem go na łóżko… Tak, właśnie to łóżko. Sam zdążyłem już zdjąć spodnie. Powoli podszedłem do tego młodego, trzęsącego się ze strachu ciałka. Cholera! Tak bardzo mnie to podniecało… – Lucas mówił spokojnie, zupełnie jakby wymieniał kolory, ale po jego twarzy błąkał się szaleńczy uśmiech. Nadal gwałcił chłopca, chłopca zalanego łzami i krwią. – Podszedłem do niego… i odwracając go na brzuch, brutalnie w niego wszedłem. Gwałciłem go tak… uh, gwałciłem go tak przez kolejne kilkanaście godzin. Przez cały czas płakał. Błagał bym przestał… Rzucał się. Ale po jakimś czasie przestał, będąc kompletnie wykończonym zaczynał omdlewać. Kiedy już mi się to znudziło… – Pochylił się i polizał szatyna po szyi. – Sięgnąłem po nóż i zacząłem… wycinać mu krwawe ślady na plecach, pośladkach, brzuchu… omijając twarz. Jednak przetarłem po jego policzku zakrwawioną dłonią… ponieważ bardzo chciałem zobaczyć jak wyglądają łzy zmieszane z krwią. Jego krzyki bólu były dla mnie jak najpiękniejsza muzyka! Koiły moje skołatane nerwy.

Mike nie wytrzymał. Zaczął płakać jak małe dziecko. Tego było dla niego zbyt wiele. Czuł się wykorzystany, zgwałcony, zbrukany… znów. Czuł się teraz jak zwykła dziwka, a nie ofiara, ponieważ przyszedł tutaj sam, z własnej woli. Do tego jeszcze ten psychopata opowiada mu jak zabił jego rodziców, młodszą siostrzyczkę i… i jak go gwałcił przed laty. Lecz tego ostatniego nie trzeba było mu opowiadać. Doskonale to pamiętał. Wiedział jak to jest. Błagał w myślach aby to wszystko się skończyło.

– Błagam… N-nie. B-błagam… Nie, nie… – Ledwo mógł wypowiedzieć te słowa.
– O co mnie błagasz? O to bym dalej nie opowiadał tak dobrze znanej ci opowieści czy o to, abym przestał cię już rżnąć? – blondyn zaśmiał się. – Dobrze wiesz, że nie zrobię ani tego ani tego, kochanie. – Ponownie zaczął poruszać dłonią po członku szatyna. Ciało chłopca na nowo zaczęło reagować na ten jakże bolesny dotyk. – Kiedy wiedziałem, że nic mi już po nim… sięgnąłem po sztylet i, jak mi się zdawało, wbiłem go prosto w serce. Z jego ust zaczęła się sączyć szkarłatna posoka. Zacząłem ją zachłannie zlizywać… – W tym momencie pochylił się i polizał zakrwawione wargi Mike’a, które od dłuższego czasu były przez chłopaka zagryzane. – Jeszcze chwilę się poszarpał by za chwilę lec bezwładnie w moich ramionach. Trzymałem tak przez chwilę jego martwe ciało… O kurwa! Ty nadal jesteś tak cholernie ciasny jak wtedy! Uh…  Kiedy w końcu spojrzałem na jego bladą twarz… ujrzałem na niej nikły uśmiech. Ułożyłem go delikatnie na łóżku… i przykryłem tą jedwabną pościelą. W przeciwieństwie do reszty rodziny, do niego miałem szacunek. W końcu dał mi tyle rozkoszy! A ja tak po prostu go zabiłem…  – Po chwili ciszy jaka nastąpiła dało się usłyszeć siarczyste przekleństwo poprzedzone krótkim sapnięciem. W tym momencie Lucas spuścił się do poranionego wnętrza szatyna. Chłopak czuł jak wypełnia go gorące nasienie jego oprawcy. Zrobiło mu się naprawdę niedobrze.

Blondyn sięgnął do poduszki leżącej nieopodal. Zsunął z oczu swojej ofiary przepaskę. Mike zamrugał parokrotnie i ledwo uniósłszy głowę ujrzał zło wcielone, ukryte w ciele pięknego anioła. Anioła zagłady, który właśnie brutalnie go zgwałcił. Drugą rzeczą jaką ujrzał był oślepiający błysk, odbijający się od srebrnego ostrza.

– Pora w końcu skończyć to co zacząłem przed laty…”

Mike nadal leżał zawinięty w pościeli próbując się jakoś uspokoić. To tylko koszmar. Moi rodzice przecież żyją! Mnie nikt nigdy nie zgwałcił. To tylko zwykły koszmar! – Powtarzał sobie chcąc się w końcu uspokoić. Przewrócił się na drugi bok próbując zasnąć. Niestety wyglądało na to, że tej nocy już nie zaśnie. Jego spojrzenie spoczęło na  gitarze basowej. Tak bardzo lubi na niej grać. Miał już dosyć tej bezradności, postanowił się przewietrzyć. Podszedł do drzwi od balkonu i uchylił je. Zmroziło go. Pod jego domem stało czerwone porsche…

sobota, 19 stycznia 2013

One Shot: Boku no Orochimaru


Tytuł: Boku no Orochimaru
Pairing: JiraOro
Gatunek: One Shot, Fanfiction, lekkie Yaoi
Rating: +16

Szedł powoli leśną ścieżką rozkoszując się szumem drzew, śpiewem ptaków i delikatnym wiaterkiem muskającym jego twarz. Co chwila spoglądał w niebo, czując jak promienie słońca ogrzewają jego bladą skórę. Przystanął na chwilę i pozwolił, aby na jego jeszcze dziecięcej twarzyczce zagościł subtelny uśmiech. Przyśpieszył kroku i już po chwili biegł w tylko sobie znanym kierunku, czując jak pęd wiatru rozwiewa jego długie, czarne włosy we wszystkich kierunkach.


Po półgodzinnym biegu dotarł w końcu do swojej kryjówki. Miejsca, w którym mógł odpocząć i rozmyślać o wszystkim i niczym. Był to wodospad wpadający do małego jeziorka ukrytego pomiędzy drzewami. Podszedł do brzegu i przysiadł na trawie przyglądając się swojemu odbiciu w tafli wody. Położył się na brzuchu i zaczął brodzić dłonią pod powierzchnią cieczy. Czując jak rybki muskają jego palce roześmiał się wdzięcznie i sięgnął drugą ręką do kieszonki, aby wyjąć kilka okruszków. Sypnął je stworzonkom i patrzył jak te podpływają bliżej i wyjadają je sobie nawzajem z pyszczków.

Słońce zaczęło już chować się za horyzontem, a niebo przybrało pomarańczowo-czerwony odcień. Brunet leżał na plecach i obserwował jak ostatnie promienie słońca wpadają do jeziora. Szum wodospadu skutecznie go usypiał, a mieniące się kropelki wody sprawiały, że uśmiech sam gościł na ustach. Już mu nawet nie przeszkadzało, że ma na sobie kobiece ubranie.

"-Oro-chan, proszę nie ruszaj się.
-Ale Saori-oneesan... Ja nie chcę... Nie jestem dziewczyną!
-Ale jesteś równie słodki, a teraz odwróć się 
i pozwól mi zawiązać obi.
-Ale... to jest kimono, do tego damskie! 
Nie mogę założyć yukaty?
-No skończyłam, spójrz jak ślicznie wyglądasz.
-Nie wyglądam ślicznie! Chłopcy nie mogą wyglądać ślicznie!"

Gdy chciał już się podnosić i wracać do domu na kolację usłyszał śmiech dochodzący zza pobliskich drzew. Jak się po chwili okazało była to dziewczyna i chłopak z Konohagakure. Biegli w stronę wodospadu całkowicie zajęci sobą na wzajem. Orochimaru szybko zerwał się z ziemi chcąc jak najszybciej stąd zniknąć. Kiedy odwrócił się, aby umknąć, para była już przy jeziorku. Przygryzł wargę i rozejrzał się gorączkowo za jakąś kryjówką. Nie myśląc za wiele, pobiegł w stronę wodospadu i schował się za taflą spadającej wody.


Kiedy tylko znalazł się w jaskini odetchnął z ulgą i oparł się o pobliski kamień. Jego zadowolenie nie trwało za długo. Okazało się, że w jaskini już ktoś był. Nie musiał się długo zastanawiać. Szybko przybrał groźną minę, jak na siedmiolatka, i spojrzał w kierunku białowłosego.

 - Jiraya! Co ty tu robisz?!
 - Ja? Hahaha. Ja... tego.. odpoczywałem!
 - W jaskini...? - brunet spojrzał się na niego z powątpiewaniem.
 - Tutaj chłodniej było, słońce tak nie grzało. - chłopak zrobił głupią minę i podrapał się po głowie.
 - Przyznaj się! Znowu za mną szedłeś.
 - Nie prawda.

Wystarczyło tylko jedno spojrzenie Orochimaru, aby białowłosy dał za wygraną. Postąpił z nogi na nogę i zakłopotany spojrzał na bruneta.

 - Ano... Myślałem, że idziesz ćwiczyć. Więc poszedłem za tobą.
 - W tych ciuchach? - spytał sucho.
 - W sumie... Jak teraz sobie myślę to rzeczywiście coś mi nie pasowało. - chłopak wskazał jego strój - Czy to damskie obi?
 - Zamknij się.
 - Masz na sobie damski strój...?
 - Już ci powiedziałem żebyś się...

Dalsze słowa stanęły brunetowi w gardle kiedy tylko spojrzał na leśną polankę. Przełknął ślinę, a szkarłat natychmiast pokrył jego blade policzki. Jiraya spojrzał się na niego, aby po chwili odwrócić się i zastać parę nastolatków w miłosnym akcie. Uśmiechnął się chytrze i pociągnął czarnowłosego do krawędzi jaskini.

 - Co ty?
 - Ciii... - przyłożył sobie palec do ust - Patrz.

Chłopak nie mając innego wyjścia posłuchał i spojrzał we wskazanym kierunku. O ile to możliwe, jego policzki jeszcze bardziej pokryły się czerwienią i wyglądał jak soczyste, dojrzałe jabłuszko.

 - To nie jest w porządku Jiraya. Nie powinniśmy tego oglądać.
 - Jest dobrze, nie widzą nas...
 - Hmm?
 - Po za tym często tutaj przychodzą.

Zapadła pomiędzy nimi cisza przerywana szumem wodospadu i jękami dziewczyny o blond włosach. Chłopcy znów spojrzeli w ich kierunku.

 - To jest niesamowite, co nie? - spytał białowłosy
 - Ta-tak...

Ponownie się na nich spojrzeli.

 - Hej, Jiraya?
 - Hmm...?
 - Czy ty zawsze ich podglądasz?
 - Czasami...
 - Podoba ci się?
 - Tak... A tobie? Jest fajnie prawda?
 - Yhym... - przygryzł sobie wargę - Tak.
 - A ty wiesz co oni robią...?
 - Nie...
 - Oglądasz, a nie wiesz co oni robią?
 - A-a... ty wiesz?
 - T-tak. Wiem.
 - Naprawdę...? To co robią?
 - Cóż... Czują się naprawdę dobrze.
 - Oh, naprawdę?

W tym czasie mężczyzna przyciągnął do siebie dziewczynę i zaczął składać delikatne pocałunki na jej nagim ramieniu. Jego dłoń gładziła jej odsłonięty brzuch, co chwila zjeżdżając na pośladki. Dziewczyna wczesała palce we włosy szatyna i delikatnie poruszała biodrami. Co chwila z jej ust dało się słyszeć głośne jęki.


 - Ona wydaje takie dźwięki jakby cierpiała... - szepnął brunet.
 - Ona czuje się tak dobrze, że siebie nie kontroluje...
 - Ohh...
Jiraya przysunął się do chłopca i z iskrzącymi się oczami spojrzał na jego zaczerwienione policzki.

 - Oro-chan, a co ty czujesz?
 - Co czuję?
 - Cóż, czy twoje serce bije szybciej?
 - Tak, ono bije...
 - Masz ochotę być w czymś ciasnym...? - szepnął mu do ucha.
 - Czymś? - odwrócił się w jego kierunku.
 - Lubisz... kiedy twój ochinchin* czuje się dziwnie?
 - Um... Troszeczkę.
 - W takim razie czujesz to samo co ja...
 - Ty też się czujesz dziwnie? - szepnął brunet ledwo słyszalnie.
 - Tak.. - spojrzał na niego z delikatnym rumieńcami - Też się dziwnie czuję.
 - Naprawdę...?
 - Chcesz zobaczyć?

Białowłosy ponownie obrócił się w jego kierunku i dotknął jego ręki.

 - Ano.. Pe-pewnie.

Po tych słowach białowłosy odsunął się troszkę od niego i powoli zsunął swoje spodenki. Położył się bokiem, a oczom Orochimaru ukazała się jego męskość.

 - Spójrz... - szepnął - Widzisz? Jest duża, bo to lubię.

Czarnowłosy spojrzał się na niego niepewnie i odrobinę przysunął.

 - Pokaż mi też swoją, Oro-chan.

Chłopiec spojrzał nieśmiało w stronę kochającej się pary, by po chwili ponownie wrócić spojrzeniem na kolegę. Przygryzł delikatnie wargę i niepewnie przed nim uklęknął. Przesunął dłońmi wzdłuż kimona i rozwiązał obi. Kiedy poły kimona się rozsunęły, białowłosy mógł obejrzeć męskość przyszłego Sannina. Szybko się podniósł do klęczek i przyjrzał się jej z bliska.

 - Niesamowite, jaka duża. - szepnął - Jak się teraz czujesz...? - podniósł na niego wzrok.
 - Dziwnie... - odpowiedział uciekając gdzieś wzrokiem.
 - Hej, Oro-chan... Chciałbyś spróbować to samo ze mną, co tamta para...?
 - Ale...

Szepnął niepewnie po czym zasłonił piąstkami swoje podniecenie. Jiraya przysunął się jeszcze bliżej niego i dotknął pewnie jego dłoni odsuwając je tym samym od krocza.

 - Nie bój się, obiecuję, że będzie fajnie...

Oddech bruneta przyspieszył. Białowłosy dotknął palcem czubka jego penisa, czując jak wypływa z niego biała substancja, na co tamten cichutko jęknął i zacisnął powieki. Chłopak powtórzył ten ruch.

 - To łaskocze...
 - To dowód... - spojrzał mu w oczy - ...że czujesz się dobrze.

Po tych słowach przesunął palcem po jego męskości, aby po chwili wziąć jej czubek w dwa paluszki, i zaczął poruszać napletkiem. Oparł się na drugiej ręce i przyglądał się jak jego ochinchin robi się coraz twardszy.

 - Nie wiem...
 - Nigdy sam siebie nie dotykałeś...?
 - N-nie... Ah!
 - Oh, więc to jest twój pierwszy raz.
 - To jest inne niż to, co on jej robi... - wskazał palcem w stronę pary na brzegu jeziora.
 - Ponieważ ty jesteś chłopcem, Oro-chan...

Uśmiechnął się delikatnie i sięgnął drugą ręką jego męskość, by po chwili i nią zacząć poruszać. Następnie jednym paluszkiem odsunął napletek, a drugim zaczął poruszać dookoła jego żołędzi. Z ust chłopca coraz częściej można było usłyszeć cichutkie jęki i westchnienia, których bardzo się wstydził. Jiraya złapał już pewniej jego penisa i zaczął niespiesznie poruszać dłonią od nasady, aż po sam czubek. Cały ten czas wzrok czarnowłosego błądził po jaskini, byle tylko nie spojrzeć na klęczącego przed nim kolegę i na to, co mu robił. Z trudem przełykał ślinę, a ciepło gromadzące się w jego dolnych partiach ciała z każdą chwilą narastało.

 - Czujesz się dobrze?
 - Yhym, troszeczkę...
 - Sprawię, że poczujesz się jeszcze lepiej.
 - Ah, co ty... co robisz?

Po tych słowach podniósł się odrobinę i do końca rozsunął kimono Orochimaru. Przejechał dłonią po jego klatce piersiowej i szepnął mu do ucha.

 - Zamknij oczy.
 - Ale...
 - Jest dobrze, zaufaj mi.

Czuł jak ciepły oddech owiewa jego twarz i nie mogąc się powstrzymać wziął głębszy oddech i zamknął oczy. Jiraya nachylił się nad jego klatką piersiową i wziął ostrożnie w usta jeden z jego sutków. Zaczął go delikatnie całować, aby po chwili pieścić go wilgotnym językiem. Powoli kreślił kółeczka wokół jego sutka, skutecznie go tym podniecając. Następnie nachylił się nad drugim i także nakrył go swoimi ustami. Z pomiędzy warg chłopca co chwila wymykało się cichutkie westchnienie. Zaczął powoli zjeżdżać językiem w dół zostawiając po sobie wilgotne ślady na jego skórze. Kiedy doszedł do pępka zatrzymał się tam na chwilę i zassał skórę w jego okolicy. Po chwili całkowicie się pochylił i polizał zarumienionego chłopca po jądrach. Przejechał po nich językiem, by następnie delikatnie je possać. Odsunął się odrobinkę i z uśmiechem na ustach objął obydwoma dłońmi jego przyrodzenie, całując jego czubek i przejeżdżając po nim policzkiem. Następnie wysunął języczek i przejechał nim kilkakrotnie po całej jego długości. Ponownie zsunął jego napletek, lecz tym razem zahaczył o niego wilgotnym językiem. Z chwilą kiedy to uczynił, brunet stęknął cichutko i poruszył wymownie biodrami nawet nie zdając sobie z tego sprawy.

 - I jak?
 - N-nie wiem.
 - A teraz?

Po tych słowach pochylił się i wziął go całego do ust. Poruszył kilkakrotnie głową czując jak ciało Orochimaru drży z przyjemności.

 - Mój, ah... ochinichin dziwnie się czuję.

Białowłosy cały czas patrzył się na zarumienioną twarzyczkę towarzysza i aż zamruczał na ten widok. Co chwila cichutko wzdychał, bo i jemu się to podobało. Poruszył odrobinę językiem i zatoczył małe kółeczka na czubku jego męskości. Następnie poruszył głową na boki, co wywołało głośniejszy jęk bruneta. Oparł się jedną ręką o wilgotną skałę na której klęczał, a druga sięgnął do swojego krocza i zaczął się pospiesznie masturbować. Jego ochinchin także domagał się uwagi. Cały czas poruszał głową w górę i w dół, nawet na chwilę nie przerywając. Chciał pokazać Oro-chan coś, czego ostatnio nauczył go przyjaciel.

 - Prze-przestań! - stęknął - Czuję się dziwnie.

Orochimaru sięgnął ręką do głowy białowłosego, ale ten tylko złapał do za dłoń i splótł razem ich palce. Przyspieszył ruchy czując, że spełnienie czarnowłosego jest już blisko. 

 -N-nie, nie... Boję się... Ah! Coś, coś jest nie tak... - szepnął Oro-chan, a jego wzrok był zamglony z doznawanej przyjemności - Ja czuję, że chyba muszę siusiu...! Ah..! Stój, ja zaraz...

Jiraya kompletnie się tym nie przejmując przyśpieszył, o ile to jeszcze możliwe, ruchy głową. po całej jaskini roznosiły się głośne jęki chłopca, skutecznie tłumione szumem wodospadu. Parokrotnie rzucił głowę na boki i mocniej ścisnął jego dłoń. W końcu z krzykiem na ustach doszedł wprost w usta Jirayi brudząc przy tym jego buźkę. Chwilę po nim doszedł i on. Orochimaru łapał powietrze w płuca zupełnie jakby go miało zaraz zabraknąć. Uchylił powieki i spojrzał cały czerwony na klęczącego przednim chłopca.

 - To nie siusiu? - niepewnie dotknął białej substancji.
 - Czujesz się dobrze, prawda? - szepnął zmęczony.
 - T-tak.
 - Cieszę się.

Podniósł się powoli i przytulił do niego. Orochimaru niepewnie odwzajemnił uścisk, a uśmiech jaki zagościł na jego usteczkach był chyba najpiękniejszym jaki do tej pory Jirayi było dane oglądać.


Niebo już dawno pokryte było gwiazdami, a kiedy wyjrzeli zza wodospadu, pary kochanków już tam nie było. Zsunęli się do wody i przemyli swoje spocone ciała. Kiedy się ubierali białowłosy ponownie się do niego przytulił.

*Ochinchin - tak w Japonii małe dzieci nazywają przyrodzenie.

piątek, 18 stycznia 2013

Notka Organizacyjna 1.

Jako iż chyba każdy kto mnie zna tudzież pamięta z poprzedniego bloga na Onecie wie iż nie lubię i nie umiem napisać notki organizacyjnej xD Tak więc musicie mi wybaczyć, jeśli będę pleść piąte przez dziesiąte. Wpierw chciałabym serdecznie podziękować Asaneko za zrobienie tego prześlicznego szablonu specjalnie dla mnie (i za to, że wytrzymała ze mną i moim ciągłym zrzędzeniem "a może by tak...") i wiedz, że będę Ci za to dziękować przy każdej sprzyjającej ku temu okazji ;) Chyba każdy przyzna, że wygląda to nieziemsko!

Druga sprawa, to podziękowania dla Riri - cudnej kobitki, która zgodziła się zostać moją betą! :) Tak, moim opowiadaniom zdecydowanie przydadzą się poprawki, a ty jesteś na tyle cierpliwa, żeby ze mną wytrzymać... i z moim brakiem umiejętności stawiania przecinków w odpowiednich miejscach. 

No cóż, muszę przyznać, że ja do osób cierpliwych raczej nie należę, a czasem to bez kija nie warto do mnie podchodzić dlatego tym bardziej podziwiam tych, którzy mogą znieść moje ciągłe zmiany nastroju. Ale, ale! Żeby nie powstał z tego pamiętnik zamiast postu organizacyjnego dodam jeszcze, że dziękuję Akemi, Ver i wszystkim, którzy mnie wspierają i motywują do dalszego pisania :) 

Na sam koniec dodam jeszcze, że powoli ogarniam swoje stare opowiadania i kiedy tylko będą gotowe i sprawdzone będziecie mogli cieszyć się moimi wypocinami. Wszystko będziecie mogli znaleźć w menu u góry, w odpowiednich działach. No nic, to chyba na tyle. Jeszcze raz wszystkim serdecznie dziękuję!